

Czy zdarza wam się słuchać płyt wykonawców niemieckich? I nie chodzi mi tylko o Rammstein. Właśnie wpadła w moje ręce płyta pewnej wokalistki, która odnosi się do dawnej tradycji pieśni niemieckich. I jest to drugi album niejakiej Andrei Schroeder (z tego co wiem, niespokrewniona z byłym kanclerzem Reichu, Gerhardem S.).
Za produkcję „Where the Wild Oceans End” (bardzo chwytliwy tytuł) odpowiada Chris Eckman – muzyk zespołu The Walkabouts, który także udziela się tutaj jako klawiszowiec. Poza nim wokalistkę wspierają gitarzysta Jesper Lehmkhul, skrzypaczka Catherine Graindorge, basista Dave Allen i perkusista Chris Hughes. Wyszła z tego wypadkowa folkowo-bluesowo-chansonowa, ubrana w 10 piosenek. Już otwierająca całość „Dead Man’s Eyes” zapowiada nieprzeciętne dzieło. Spokojna gra gitary, rytmiczna perkusja, powolny bas i niepokojące smyczki – takiego utworu nie powstydziłby się sam Nick Cave. Potem pojawia się melancholijne „Ghosts of Berlin” z pięknymi skrzypcami oraz wyciszające „Until the End”. Za to dość sporą niespodzianką jest „Heiden”, czyli niemieckojęzyczna wersja… „Heroes” Davida Bowie okraszona powolną grą „akordeonu”, perkusji i gitary. Powrót do mroczniejszego klimatu pojawia się w „The Spider” oraz smutnej piosence tytułowej, następnie mamy bardziej psychodeliczne „The Rattlesnake” („brudna” gitara elektryczna) oraz wyciszające całość „Summer Came to Say Goodbye” oraz „Walk Into the Silence”.
Uderza tutaj zwłaszcza spokojny wokal Andrei z dość wyraźnie słyszalnym akcentem niemieckim, ale jednocześnie jest on bardzo głęboki i poruszający. Jeśli wywołuje on skojarzenia, to głównie z Patti Smith, co nie jest w żadnym wypadku wadą, dopełniając klimat tego bardzo zaskakującego albumu. Nie muszę chyba mówić, że musicie mieć ten album?
8/10
Radosław Ostrowski
