Duncan jest nieśmiałym 14-latkiem, który spędza wakacje z nowym chłopakiem swojej mamy, za którym delikatnie mówiąc nie przepada. Ze wzajemnością. Poza tym jego córka jest wyjątkowo antypatyczna, sąsiedzi strasznie irytujący. No jest słabo. Owszem, podoba mu się dziewczyna z naprzeciwka, ale jak zagadać? I tak idąc bez celu chłopak spotyka Owena – pracownika miejscowej pływalni, który nie do końca poważnie traktuje swoją profesję.

Można powiedzieć, że jest to kolejna komedia inicjacyjna, ale to nie jest nic w stylu „American Pie”. Wystarczy zobaczyć nazwisko twórców filmu – Nat Faxon i Jim Rash byli współscenarzystami „Spadkobierców” Alexandra Payne’a. Tym razem powstał zdecydowanie lżejszy, ale nadal słodko-gorzki film o młodym chłopaku wchodzącym w dorosłe życie, a jednocześnie widzącym więcej niż dorośli. Zagubiony, samotny i kompletnie skryty, traktuje pobyt w obcym mieście wśród znienawidzonego ojczyma jak karę. I wtedy pojawia się dorosły, który trochę przypomina dziecko i wtedy zaczyna się zabawa. Chłopiec się otwiera, zaczyna się świetnie bawić, dzięki zatrudnieniu w pływalni. A i dziewczyna się zaczyna pojawiać. Humor tutaj przeplata się z poważnymi kwestiami – osamotnienia, desperackiego szukania miłości i akceptacji, wreszcie odnalezienia szczęścia i pewności siebie. Tylko że musi się znaleźć odpowiednia osoba. I trzeba mieć do tego sporo szczęścia, choć zakończenie pokazuje, że chyba coś z tego wyjdzie (choć słodzenia tu nie ma). Owszem, postacie są dość schematyczne, ale te klisze i stereotypy żyją, nie przynudzają. I naprawdę serwują mocny trening przepony.

Od strony aktorskiej jest tutaj naprawdę dobrze. Bardzo dobrze wypada niejaki Liam James. Amerykanie mają jakiegoś farta, jeśli chodzi o obsadzanie ról dziecięcych, bo zawsze one wypadają wiarygodnie. Tak też jest tutaj. Kibicujemy młodemu, który czuje się obco w miasteczku, gdy zaczyna pracę (pierwsze zadanie – odebrać matę tancerzom, ale by to zrobić… musi zatańczyć), wreszcie jak staje się pewniejszy i twardo stojącym na ziemi. Solidnie wypadają Toni Collette (matka Duncana, Pam) oraz Allison Janney (rozgadana Betty). Jednak największą niespodziankę sprawił Steve Carrell, który tutaj jest wyjątkowo nieprzyjemnym draniem. Arogancki, nieprzyjemny i niewierny – trzeba czegoś więcej?

A jeśli potrzebuje się naprawdę pośmiać, wytrenuje was w tym nieprawdopodobny Sam Rockwell. Owen to facet, który jest kompletnie wyluzowany, nie traktuje siebie absolutnie serio i strzela żartami jak pociskami z automatu. Rozbraja swoją odpowiedzialnością, kompletnym olewaniem zasad i od razu wzbudza sympatię, ani razu nie popadając w przesadę.
Ostatnio wiele oglądałem takich filmów obyczajowych o młodych dzieciakach, którzy próbują jakoś się odnaleźć w innym świecie. Ten film niczym nie zaskakuje, ale jest piekielnie przyjemny w odbiorze. Bardzo przyjemny i udany seans.
7,5/10
Radosław Ostrowski
