

Jeden z najważniejszych twórców brytyjskiej sceny bluesowej. 80-letni gitarzysta z okazji swoich urodzin postanowił wyruszyć w trasę koncertową i nagrał swój pierwszy album od pięciu lat. Wpływ Mayalla na bluesa jest bezdyskusyjny – twórca kapeli Blues Breakers, która była kuźnią talentów (grali m.in. Eric Clapton, Mick Fleetwood, Jack Bruce czy John McVie), tworząc blues rocka.
Musze przyznać, że „A Special Life” brzmi bardzo klasycznie, poza gitara elektryczną swoje robi tutaj akordeon („Why Did You Go Last Night”), fortepian i klawisze, a zróżnicowanie brzmienia mocno ubarwia ten bardzo interesujący album. Nie brakuje tutaj ostrości („Speak of the Devil” czy „Big Town Playboy” zdominowanym przez harmonijkę i fortepian), skrętu w country („That’s All Right” z szybką harmonijką), odrobiny spokoju („Floodin’ In California” czy w utworze tytułowym zdominowanym przez harmonijkę i fortepian), a wszystko podrasowane dynamiczną grą gitary elektrycznej i naprawdę mocnym wokalem Mayalla. Nie czuć, że ten facet skończył 80-tkę, taką ma energię i zwyczajnie nie odpuszcza. Ostatnim takim muzykiem z takim powerem był Buddy Guy.
Niby nie jest to nic zaskakującego, ale to kawał porządnego i oldskulowego bluesa. Nie oznacza to w żadnym przypadku archaicznego i nudnego. Energia jest, gitara gra jak powinna i lekko podniszczony wokal – widzicie przed oczami jakąś spelunę, w której można to grać? Bo ja tak.
7,5/10
Radosław Ostrowski
