Tede – #kurt _rolson

Kurt_Rolson

Tede to jeden z najstarszych raperów, którzy nadal tworzą i nie odpuszczają. Od kilku lat regularnie nagrywa nowe płyty do spółki z producentem Sir Michem. Kolejnym wspólnym dziełem jest „Kurt Rolson”.

I znów jest to dwupłytowy album. Tym razem jednak raper postanowił poeksperymentować z dźwiękami, bardziej naciskając na elektroniczne wstawki, a z żywych instrumentów przebija się… fortepian. Nie brakuje też samplowania w stronę funku i soulu („Stworzeni by wygrywać” czy „Najba Musik”) czy wszelkiego rodzaju cykaczy („Najaraj się Marią”), a nawet rocka („Nic nie jest na zawsze” z gościnnym udziałem perkusisty Adama Tkaczyka i gitarzysty Grzegorza Skawińskiego). Dosłownie jesteśmy bombardowani dźwiękami, a rozwarstwienie może doprowadzić do silnego bólu głowy (pulsujący „Tłek” czy dyskotekowy „Słak Kogz Dupy”), a różnorodność jest tutaj zdecydowanie zaletą, za co należy pochwalić Sir Micha. I tutaj rzeczywiście ilość poszła mocno w jakość.

Jeśli chodzi o Tedego, jednego nie można mu odmówić – technicznie jego nawijka jest naprawdę przednia. Przyśpieszenia, sylabizowanie – tu jest to zrobione bezbłędnie, tylko jak spróbujemy się wsłuchać w treść, to już nie jest tu tak dobrze. Bo ile można mówić o hejterach („Kara’van”, „J23”), braggowania czy obserwacje szołbiznesu. Nie brakuje też autorefleksji („fryderyk_chopin”) oraz obśmianie gimbazy.

Ale to troszeczkę za mało, by nazwać „Kurta Rolsona” znakomitym. Tede sprawia wrażenie trochę niewyżytego faceta, któremu wydaje się, że nadal ma coś do powiedzenia. Ale to tylko czasami udowadnia. Może następnym razem?

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz