

Kenny Wayne Shepherd jest doświadczonym gitarzysta bluesowym, który do tej pory wydał sześc albumów. Po czterech latach przerwy powrócił z nowym albumem, będącym hołdem złożonym mistrzom jak Muddy Waters i Willie Dixon.
Za produkcję „Goin’ Home” odpowiada perkusista Brady Blade i jest to mieszanka surowego brzmienia gitarowego z bogatymi aranżacjami. Bo i nie zabrakło dęciaków („Palace of the King”), szybkiego rock’n’rolla (chwytliwy „The house is Rocking” z fortepianem szalejącym na pierwszym planie), skrętki w country (harmonijka ustna w potężnym „I Love The Life I Live”), obowiązkowe organy Hammonda („Breaking Up Somebody’s Home”) czy jazzowe wstawki (spokojne „You Done Lost Your Good Thing Now”, gdzie znów pianista tnie, choć pod koniec dominuje Kenny). Kenny na gitarze elektrycznej naprawdę popisuje się, riffy są bardzo szybkie i dynamiczne, a słuchanie ich jest czystą frajdą. Tak jak zresztą cała płyta, jest dynamiczna i różnorodna, a głos surowy, mocarny. I te piętnaście numerów jest naprawdę bardzo dobre. Takiego albumu nie powstydziłby się sam Eric Clapton za czasów swojej świetności.
Nie jest to nic nowego w świecie bluesa, ale jak to wspaniale brzmi. Zabawa jest przednia, muzycy nie zawodzą i dają z siebie wszystko, Shephard na gitarze szaleje niczym tornado, a oldskulowy szlif dodaje błysku tej pozycji. Świetna robota.
8/10
Radosław Ostrowski
