The Alan Parsons Project – Eye in the Sky

Eye_in_the_Sky

Tym razem na nową płytę grupy Alana Parsonsa trzeba było poczekać dwa lata. Tym razem została nagrana w troszkę zmienionym składzie. Poza Parsonsem i Woolfsonem oraz stałymi wokalistami (David Paton, Chris Rainbow, Lenny Zakatek, Dave Terry i Colin Blunstone) dołączył saksofonista Mel Collins. I w tym składzie (jeszcze byli gitarzysta Ian Bairnson oraz perkusista Stuart Elliot) pojawił się album „Eye in the Sky”. Gdzie tym razem wyruszamy?

Zaczyna się od krótkiej instrumentalnej kompozycji „Sirius”. Zaczyna się od podniosłych i mrocznych klawiszy z delikatnie grającą gitarą. Potem wchodzi druga razem z perkusją, klawisze plumkają w stronę Orientu, wreszcie wchodzi mocniejsza gitara z riffami oraz smyczki. Monotonna gra gitary staje się wprowadzeniem do tytułowego utworu. Jest to bardzo delikatna kompozycja przypominająca proste utwory grupy (delikatne klawisze, monotonna gitara i dobrze grająca perkusja), a ostatnie pół minuty to żywsza (ale nie mocniejsza) gitara oraz chórki w tle, co z ciepłym głosem Woolfsona tworzy mocną mieszankę. „Childen of the Moon” mają inny początek (zgrana gra basu, klawiszy i perkusji), delikatną gitarę akustyczną oraz przyjemne klawisze, a w refrenie wchodzą podniosłe smyczki oraz trąbki. Zupełnie inne jest wyciszone „Gemini” z bardzo delikatnymi klawiszami oraz ciepłymi głosami Rainbowa oraz chóru. Kolosem jest tutaj ponad siedmiominutowe „Silence and I”. Zaczyna się dość spokojnie, wręcz melancholijnie ze smyczkami oraz delikatnymi klawiszami oraz fortepianem (po drodze się jeszcze przypałętał klarnet). Dołącza do nich jeszcze perkusja, ale po czterech minutach i podniosłej grze fortepianów oraz całej orkiestry, następuje przyśpieszenie (popisują się tu głównie dęciaki, a smyczki pędzą na złamanie karku plus gitara elektryczna). I następuje wyciszenie oraz powtórka do początku utworu.

Bardziej rockowe jest „You’re Gonna Get Your Fingers Burned”, gdzie gitara ma szansę się wyszaleć. W stronę jazzu kieruje się „Psychobabble” (przynajmniej początek basowo-pianistyczny), bo potem perkusja z klawiszami (imitacja fletów) robią swoje, tworząc kolejny przebój. Ale w połowie pojawia się syrena alarmowa i flety imitują tykanie zegaru, z basem łudząco grający temat przewodni „Szczęk”. I wtedy pojawia się drugi instrumental, czyli „Mammagamma” z pulsującym basem i perkusją oraz popisami syntezatorów, do których dołączają gitary oraz smyczki. „Step by Step” to powrót do prostego i przebojowego Alana (świetny bas z gitarami) z chórkami w refrenie, a na sam koniec dostajemy „średniowieczny” i orkiestrowy „Old and Wise”.

Zarówno wokaliści jak i muzycy po raz kolejny potwierdzili klasę, a teksty znów dotykają poważnych tematów: przemijania, zdrady, samotności. I po raz kolejny dają wiele do myślenia, tworząc naprawdę piękny i poruszający album. Trochę bardziej popowy niż progresywny, ale i tak zrobiony z klasą.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz