Każdy chce dzisiaj reżyserować filmy, nawet jeśli nie ma na ten temat zielonego pojęcia. Co zrobić – jest wolny wybór i kto chce i czuje się na siłach, może próbować. Tym razem postanowił spróbować swoich sił niejaka Angelina Jolie, bo – jak sama stwierdziła – znudziło się jej aktorstwo. O czym opowiada jej film? Bohaterem jest niejaki Louie Zamperini – pewnie to nazwisko niewiele wam mówi, ale na olimpiadzie w Berlinie ten chłopak pobiegł na 5000 metrów w iście brawurowym stylu. Ale potem przyszła wojna i nikt nie myślał wtedy o olimpiadach czy bieganiu. Louis został bombardierem, ale w 1942 roku jego samolot został zestrzelony i mężczyzna dostał się do japońskiej niewoli. A jak wiadomo, Japończycy to straszni sadyści.

Taki temat i taka historia daje spore pole do popisu, zwłaszcza że autorami scenariusza są bracia Coen, Richard LaGravenese („Co się wydarzyło w Madison County”) oraz William Nicholson (współautor „Gladiatora”). Z takim wsparciem trzeba być naprawdę mistrzem, żeby to spierdolić. I jakby to powiedzieć? Angelina jeśli ma ambicje iść dalsza drogą jako gościu siedzący przy krzesełku z napisem director, to jeszcze musi popracować. Sama historia skupia się przede wszystkim na pobycie w obozie, a jego życiorys (włącznie z udziałem w olimpiadzie) potraktowano w szybkiej, skrótowej formie. Od momentu zestrzelenia mógłby zacząć się mocny i poruszający film o tym, jak przetrwać w ekstremalnych warunkach, jednak największym problemem jest zero-jedynkowy podział bohaterów (Japończycy, a dokładnie kapral Watanabe to sadystyczny bydlak, próbujący złamać naszego bohatera, stającego się niemal świętym, a nawet super wytrzymałym herosem) oraz kompletny brak zaangażowania emocjonalnego. Chyba już za bardzo naoglądałem się różnych tortur zarówno fizycznych, jak i psychicznych, co oznacza, że widok przemocy wywołuje we mnie raczej obojętność. I jeszcze ten nieznośny patos – to jest w stanie zabić nawet największego twardziela.

Na pewno zaletą jest fakt, że reżyserka postawiła na mniej znane twarze, co teoretycznie powinno pomóc w skupieniu się na fabule. Jak myślicie, dlaczego to nie zadziałało? Zgadliście, historia jest nieciekawa i mało angażująca, więc cokolwiek by aktorzy nie robili (a robią wiele), to idzie na marne. Szkoda, bo Jack O’Connell (Zamperini), Domhnall Gleeson (Russell Phillips) czy Takamasa Ishihara (Watanabe) naprawdę robią wiele, by przykuć swoją uwagę.
Jeśli pani Jolie, naprawdę chce skończyć karierę aktorską i przerzucić się na reżyserię, to jeszcze musi wykonać sporo roboty. O ile warstwa techniczna jest bez zarzutu, o tyle patetyczny i niemal hagiograficzny scenariusz nie pozwalają osiągnąć więcej niż poziom średnio-niezły. A wydaje mi się, że reżyser powinien mierzyć wysoko. Czy nie?
6/10
Radosław Ostrowski
