

Zespół Lao Che to dziwna ekipa, która miesza gatunki, bawi się słowami, a jednocześnie pozostaje melodyjna i dynamiczna. Po szalonym „Soundtracku”, tym razem przekornie wydali album dla dzieci. przynajmniej tak sugerowałby tytuł „Dzieciom”, którą wyprodukował Emade.
Dziwaczność przewija się już w egzotycznym „Dżinie”, gdzie dziwaczna elektronika na początku przenosi nas w jakiś arabski świat. Dziwaczna żonglerka jazzowo-cyrkowa pojawia się w singlowy „Tu” z opowieścią o kuszenia Szatana… posadą w niebie czy w bardziej elektronicznym „Wojenko” z delikatną gitarą oraz bitem (przewrotna fraza „Wojna to sport, a sport to zdrowie”). Mroczniejsza „Znajda” ma delikatne klawisze, nerwową gitarę oraz marszową perkusję, gdzie pod koniec przebijają się dęciaki. Znacznie spokojniejsze i bardziej akustyczne jest dwuczęściowa „Bajka o Misiu”, która budziła skojarzenia z… Raz, Dwa, Trzy (tom pierwszy) – to chyba z powodu tej akustycznej gitary i wyciszonego głosu Spiętego. Drugi tom tej bajki jest bardziej trip-hopowa z dziwacznym pomrukiem po refrenie. W podobnym, egzotycznej mieszaninie jest utrzymana „Z kamerą wśród zwierząt buszujących w sieci”, gdzie nie brakuje elektronicznych eksperymentów, jazzującej trąbki oraz egzotycznej perkusji. Co utwór to niespodzianka i kolejny labirynt.
Także teksty są tutaj zaskakujące, pełne ironicznego humoru i przede wszystkim są komentarzem do rzeczywistości (konsumpcjonizm, uzależnienie od Internetu, wojna, nietolerancja), a jednocześnie nie brakuje językowej zabawy („tu jest jak u mamy, jak u mamy tu mamy”). I ci, którzy znają dorobek poznańskiej grupy, powinni być zadowoleni. Także osoby szukające niekonwencjonalnych dźwięków powinni odnaleźć wiele dla siebie. Czyste wariactwo po prostu.
8/10
Radosław Ostrowski
