
Dlaczego aktorzy biorą się za śpiewanie? Różnie z tym bywa – bo uważają, ze mają talent, z kaprysu, dla większej sławy i popularności? Trudno powiedzieć co skusiło Davida Duchovnego, znanego bardziej jako Fox Mulder/Hank Moody (niepotrzebne skreślić) do podjęcia tego trudu, ale skoro wyszedł jego album, to spróbuję się przyjrzeć temu dziełu.
Aktor nie tylko zaśpiewał, ale też je napisał (podobnie jak Robert Downey Jr.) i trzeba przyznać, ze wyszło przyzwoicie. Jest to muzyka mocno gitarowa i ma kilka pomysłów na swoje dzieło. Widać mocno inspiracje różnymi twórcami: od The Waterboys przez Leonarda Cohena, Pixies aż do R.E.M., co nie jest żadną wadą. Nie brakuje tu amerykańskiego sznytu (otwierający całość „Let It Rain”), mieszania brudnych gitar z chwytliwą melodią (agresywne wręcz „3000”), by potem zmienić klimat w krainę łagodności (folkowe „Stars”) czy stworzyć skoczną piosnkę do tańca („Another Year”). Jest różnorodnie, bez elektroniki, a muzycy grający znają się na swojej robocie.
Jednak jest jeden poważny problem – a jest nim sam Duchovny. Co jest z nim nie tak? To, ze śpiewa, bo jego wokal jest tak płaski i beznamiętny, że psuje (całkiem dobre) wrażenie. Gdyby nie to, „Hell or Highwater” byłoby bardzo przyjemną płytą, a tak jest tu niewykorzystany potencjał.
6/10
Radosław Ostrowski
