
Z supergrupami jest tak, że głównie wydaja się skokiem na kasę od fanów członków takich grup, posiadających doświadczenie w swoich macierzystych kapelach. Tym razem siły postanowili połączyć Brytyjczycy z Franza Ferdinanda oraz Amerykanie ze Sparks, a za produkcję odpowiada doświadczony John Congleton (współpraca m.in. z St. Vincent, Modest Mouse, Davidem Byrnem oraz obydwoma grupami tworzącymi FFS).
Efektem jest przebojowa, rockowa (powiedzmy) płyta z chwytliwymi melodiami. To słychać już w singlowym „Johnny Delusional”, gdzie gra ładny fortepian zmieszany z elektroniką. Syntezatory stylizowane są i na lata 70. („Call Girl”) oraz 80. (szybkie i taneczne „Police Encounters”). Jest bardzo różnorodnie zarówno pod względem tempa (niepokojący „Dictator’s Son” czy melancholijny, westernowy „Little Guy from the Suburbs” z trąbką), zabawy klawiszami (dyskotekowy „Save Me from Myself” ze smyczkami w tle czy bardziej „azjatycki” klimatem „So Desu Ne”). Mówiąc najprościej – jest lekko, sympatycznie i tanecznie, czyli jak na płytach Franza Ferdinanda. I dobrze się słucha dokonać sześcioosobowej ferajny.
Należy pochwalić też głosy Alexa Kapranosa oraz Russella Maela, które świetnie współgrają ze sobą. Panowie mają dryg do pisania chwytliwych melodii i nie skręcają w stronę plastikowej tandety. I wbrew tytułowi jednej z piosenek – współpraca działa. I liczymy na następne taneczne hity.
7/10
Radosław Ostrowski
