W Bostonie mieszka dwóch bliskich kumpli – Paulie McDougan i Brian Relly. Obaj panowie już od dziecka współpracowali z miejscowym półświatkiem, działając w mniejszych robotach typu zastraszanie, kradzieże itp. I tak już 15 lat, nadal będąc kumplami i czując pewne rozczarowanie, postanawiają spróbować czegoś na własną rękę – handel narkotykami. Jednak to sprowadza na nich poważne kłopoty.
Brian Goodman jest bardziej kojarzony jako aktor, grający mniejsze role w takich produkcjach jak „Monachium”, „Ostatni bastion” czy „Blow”, ale postanowił spróbować swoich sił jako reżyser. Pozornie wydaje się to kolejna kryminalna opowieść o próbie wyjścia na swoim oraz awansie w hierarchii gangsterki. Haracze, kradzieże, czasami absurdalne pomysły (porwanie psa znienawidzonej żony). Potem jednak kumple postanawiają pójść na własną rękę, jednak to nie jest takie proste – konkurencja nie śpi, szefowie chcą procentu od interesu i dodatkowo Brian uzależnia się od narkotyków, a jeszcze ma rodzinę na utrzymaniu. No i jest policja, która nie odpuszcza. Goodman serwuje nam kilka wolt (z odsiadką w więzieniu włącznie), skupiając się przede wszystkim na Brianie oraz jego próbie wyrwania się z zaklętego, bandyckiego kręgu. I czy to w ogóle jest możliwe, gdy o pracę jest ciężko, a kontakt z rodziną jest niemal znikomy?
Samy strzelanin, pościgów czy scen akcji nie ma tutaj zbyt wiele. Są one jedynie dekoracją, częścią tła tego świata – brudnego, szarego, gdzie ciężko jest wytrzymać. Dylematy te przypominają kino moralnego niepokoju, które Amerykanie ubierali w różne gatunki, w czym mistrzem był m. in. Sidney Lumet. Trudno się tu do czegoś przyczepić, bo historia porusza i jest kilka scen trzymających za gardło. Może troszkę przeszkadzać zakończenie, jednak nie jest ono nachalnie hollywoodzkie.
Film Goodmana (gra on też gangstera Pata) to przede wszystkim popis Ethana Hawke’a oraz Marka Ruffalo. Ten pierwszy jest samotnym mężczyzną, spędzającym czas z innymi kobietami, bywa porywczy i narwany, ale to ten drugi zapada najbardziej w pamięć. Nie znający innego życia niż z szemranymi interesami, unikający odpowiedzialności, ale jednocześnie kochający swoją żonę (zaskakująca i wiarygodna Amanda Peet) oraz dzieci. Wydaje się poważniejszy, wyciszony, ale także bezsilny, bezradny i bojący się następnego dnia – złożona, przekonująca postać, potwierdzająca wielki talent aktora. I dla tej kreacji jest to film absolutnie godny uwagi.
7,5/10
Radosław Ostrowski