
Muzyka islandzka kojarzyła się z melancholijno-depresyjnymi dźwiękami serwowanymi przez Sigur Ros czy Bjork. Cztery lata temu w ręce wpadła mi debiutancka płyta zespołu of Monsters and Men, który był bardzo pogodnym i energetycznym materiałem. Na ciąg dalszy trzeba było czekać do dzisiaj.
I w zasadzie nic się nie zmieniło, to nadal bogato aranżowany i energetyczny pop. Słychać to już w otwierającym całość „Crystals”, gdzie prosty rytm perkusji wspierany jest przez mocniejsza niż zwykle gitarę elektryczną, trąbki oraz zaśpiew Nanny Bryndis Hilmarsdottir oraz Ragnara Porhallssona, wykonujący razem refreny. Pojawiają się drobne ubarwienia, które pozwalają różnic poszczególne utwory jak cymbałki („Human”), zgrabny bas („Hunger”), etniczną perkusję („Wolves Without Teeth”), łagodny fortepian („Slow Life”) i skrzypce („Thousand Eyes”). Kompletnym zaskoczeniem był akustyczny „Organs” – sam głos Nanny i gitara. Niby niewiele, a chwyta za gardło.
W porównaniu z poprzednikiem nie brakuje tutaj mrocznych fragmentów – taki jest „Thousand Years” z mocnym uderzeniem gitary i skrzypiec czy elegijny „I of the Storm” z werblami. Grupa nadal wie, jak tworzyć potencjalne hity, a wszystkiego słucha się z niekłamaną frajdą. Głosy Nanny z Ragnarem tworzą piękną magię. Fani powinni sięgnąć po wersję deluxe z dwoma dodatkowymi utworami oraz dwoma remiksami (o dziwo, całkiem przyzwoitymi).
8/10
Radosław Ostrowski
