
Kolejna brytyjska artystka, która chce namieszać w świecie soulu. Po swoim debiucie Lianne La Havas zaczęto porównywać do Jill Scott i Lauren Hill. Druga płyta pokazuje, że jest jednym z ciekawszych głosów współczesnego soulu.
Przy produkcji „Blood” pracowali m.in. Stephen McGregor, Paul Epworth i Mark Batson, tworząc kompletną mieszankę nastrojów, elektroniki oraz żywych instrumentów. Ten eksperyment słychać już w „Unstoppable”, gdzie mamy dęciaki, harfę, fotrepian, rytmiczną perkusję oraz nakładające się smyczki. Dalej jest różnie: skręty w łagodne, przebojowe nuty (przestrzenne klawisze w „Green and Gold” czy singlowy „What Dou Don’t Do” z zapętloną perkusją oraz chórkami), ascetyczne, chilloutowe brzmienie (gitarowe „Tokyo” z funkowym basem czy „Ghost”), uspokajające r’n’b („Wonderful”) czy „brudne” dźwięki elektroniki (refren „Never Get Enough”).
Ten rozrzut jednak tworzy bardzo spójną całość, co jest zasługą zarówno dobrych kompozycji, intymnych tekstów oraz czarującego głosu Lianne. Na tą ciepłą pogodę, „Blood” działa orzeźwiająco i przyjemnie. Bardzo lekka, bezpretensjonalna i dobra płyta.
7,5/10
Radosław Ostrowski
