Nie wracaj w te strony

Howard Spence kiedyś był gwiazdą filmowych westernów. Czasy świetności ma jednak już dawno za sobą. Alkohol, dziwki, narkotyki i imprezowy charakter uczyniły go trudnym człowiekiem. Pewnego dnia, tak po prostu opuszcza plan filmowy, wsiadając na swojego konia. Odwiedza nie widzianą przez 30 lat matkę i od niej dowiaduje się, że ma syna w Montanie – postanawia go odnaleźć.

nie_wracaj_w_te_strony1

Z Wimem Wendersem nie miałem zbyt dobrych relacji. Najpierw kilka lat temu próbowałem obejrzeć „Koniec przemocy”, ale po 25 minutach miałem dość. „Niebo nad Berlinem” było miejscami mocno pretensjonalne, więc jak mówi zasada – „do trzech razy sztuka”. Dlatego dałem Niemcowi jeszcze jedną szansę. „Nie wracaj w te strony” troszkę przypomina mi „Broken Flowers” Jarmusha, który opowiadał podobną historię. Ale Wenders zamiast pójść w dziwaczny i słodko-gorzki świat, jest bardziej przyziemny. Odkupienie, stabilizacja, naprawy dawnych win – ale czy nie jest za późno na posprzątanie tego psychicznego burdelu? Zwłaszcza, że Howarda prześladują zarówno własne demony i wynajęty przez firmę ubezpieczeniową gliniarz, który ma go sprowadzić znów na plan.

nie_wracaj_w_te_strony2

Reżyser ubiera cały film w konwencję kina drogi i garściami czerpie z estetyki westernu. mamy piękne plenery pustynne, w tle ciągle towarzyszy nam gitarowa muzyka, a Howard niemal cały czas nosi kapelusz kowboja. Jednak zamiast szansy na stabilizację mamy smutek, a powrót przynosi tylko ból, rozgoryczenie i gniew. Ten ciężki klimat Wenders kontrastuje z pięknymi zdjęciami, w których czuć inspiracje obrazami Edwarda Hoppera. Dialogi są pozbawione pretensjonalności oraz udawanej poetyckości „Nieba nad Berlinem”, a kilka scen (oczekiwanie na kanapie czy pożegnalna rozmowa ze Sky) zostają w pamięci na długo. Głęboko skrywa emocje w końcu eksplodują, a zakończenie daje pewien cień szansy (zwróćcie uwagę na napisy na tabliczce w ostatniej scenie).

nie_wracaj_w_te_strony3

Ten film nie miałby siły ognia, gdyby nie fantastyczny Sam Shepard. Nie tylko zagrał podstarzałego gwiazdora, nie radzącego sobie ze swoim spieprzonym życiem, ale także napisał scenariusz, który podobał mi się. Shepard przekonująco oddaje skomplikowany charakter bohatera – zmęczenie życiem, samotność, chlanie i bajzel, którym oddycha. Jakby nie znał innego życia. Równie świetny jest tajemniczy i inteligentny Sutter, grany tutaj przez bardzo powściągliwego Tima Rotha (noszącego okulary). Ale i tak byłem zauroczony Jessiką Lange – jak można w takim wieku tak pięknie wyglądać, pozostaje dla mnie to zagadką. W jej interpretacji była dziewczyna Howarda, Doreen jest dojrzałą i świadomą swojej wartości kobietą, co nie da sobie w kaszę dmuchać. Ta trójka przykuwa uwagę najbardziej, zostając w pamięci na długo.

nie_wracaj_w_te_strony4

Wenders po raz pierwszy mnie przekonał do siebie i liczę na to, że „Nie wracaj w tę stronę” nie będzie jedynym wartościowym tytułem w dorobku Niemca. Uczciwe, dobre i niegłupie kino dla wymagającego odbiorcy.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz