
Kamil Durski i Kasia Golomska działają jako duet Lilly Hates Roses inspirując się muzyką pokroju Bon Ivera i Becka. Dwa lata po świetnie przyjętym debiucie, zdecydowali przypomnieć się publiczności, wydając drugi album.
Tym razem za produkcję odpowiada Bogdan Kondracki – jeden z najbardziej wpływowych producentów współpracujący m.in. z Anią Dąbrowską, Moniką Brodką, Noviką i Dawidem Podsiadło. Innymi słowy będzie to muzyka pop, tylko z wyższej półki i pełna elektroniki (coś ostatnio jej pełno w popie), jednak nie pozbawiona akustycznej gitary. Zapowiada to już otwierający całość „Feng Shui” z ciepłymi Hammondami oraz akustycznymi gitarami. A po drodze jest kilka zaskoczeń, z których wybijają się dyskotekowe (ale nie kiczowate) „Spiders and Snakes”, skoczny „Mokotów”, wyciszony „Lifeboat” z klawiszami brzmiącymi jak akordeon oraz zapętloną perkusją czy bardziej przebojowy, pachnący new romantic „L.A.S.”. Co nie znaczy, ze reszta piosenek jest słaba czy nieudana. Po prostu w/w bardziej zapadły mi w pamięć, ale całość jest bardzo nastrojowa i pełna smaczków (perkusjonalia w „Sound of Bells”, cymbałki w „Lifeboat”).
Część piosenek jest śpiewana po angielsku, jednak nie przeszkadza to w odbiorze „Mokotowa”. Zmienność tempa, mieszanie gitary akustycznej z elektroniką działa jak mocny i ostry koktajl, skontrastowany z ciepłymi głosami Golomskiej oraz Durskiego. Jak widać w 2015 roku polska muzyka nadal jest interesująca.
7,5/10
Radosław Ostrowski
