
Adele przedstawiać nie trzeba – to jedna z najpopularniejszych wokalistek popowych z Wielkiej Brytanii. O tym, że ma ogromny potencjał, widać nie tylko na znakomicie sprzedającej się płycie „25”, ale już na debiutanckim „19”, który nagrała mając lat… 19. Za produkcję odpowiada aż trzech gości: Jim Abbiss (Arctic Monkeys, Kasabian), Mark Ronson (Amy Winehouse, Lily Allen, Bruno Mars) oraz Eg White (Florence + The Machine, Tom Odell, Sam Smith).
O dziwo, początek jest bardzo wyciszony i akustyczny (spokojny „Daydreamer”, skoczniejszy „Best for Last”, gdzie dołącza fortepian oraz chórek w refrenie), by potem zaprezentować pełną paletę barw. Tak jak w singlowym „Chasing Pavements”, przypominającym klimaty lat 60. (te smyczki i delikatna gitara) czy „Cold Shoulder” (dzwoneczki, smyki i funkowa gitara elektryczna) czy „Crazy for You”, gdzie jest tylko głos i gitara elektryczna grająca gdzieś w tle. Nie brakuje kilku uroczych momentów (brzmiąca niczym melodia z pozytywki „First Love”, „Right as Rain” ze świetnym chórkiem oraz Hammondami czy pianistycznego „Make You Feel My Love” – cover przeboju Boba Dylana), a całość jest mega przebojowa i bardzo spójna stylistycznie.
Także jest to zasługa głosu Adele – z jednej strony bardzo stonowanego, ale mającego potężną siłę oddziaływania. A jeśli komuś mało, to jest też dostępna wersja deluxe zawierająca drugą płytę z koncertu w Hotel Cafe. I jest to koncert akustyczny, co może być szokiem, ale bardzo przyjemnym. Więc ocena może być tylko jedna:
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
