Iggy Pop – Post Pop Depression

post-pop-depression-640x640-640x640

Iggy Pop to prekursor punk rocka, który mimo ponad 60 lat na karku, nadal pozostaje aktywnym muzykiem. Na swoim 17 albumie solowym (czytaj: nagranym bez macierzystego zespołu Iggy & the Stooges) pokazuje, że jeszcze ma wiele do powiedzenia. Pop wsparty przez trzech młodszych (znacznie) od siebie kolegów: gitarzystów Josha Homme’a i Deana Fertity (obaj z Queens of the Stone Age) oraz perkusisty Matta Heldersa (Arctic Monkeys) stworzył coś, co można śmiało nazwać powrotem do korzeni.

Czyli brudny, punkowy klimat znany również z macierzystej grupy Homme’a, który jest też producentem albumu. Świetnie zgrana sekcja rytmiczna robi swoje jak trzeba, gitara brudzi, ale jednocześnie jest melodyjna (świetny opener „Break Into Your Heart”), a sam głos Popa – bardziej melorecytujący niż śpiewający – współgra z całością bardzo dobrze. Singlowa „Gardenia” to strzał w dziesiątkę, pachnący alternatywą lat 70. (te krótkie wejścia gitary oraz środkowy riff), z przebojowym refrenem, a im dalej, tym ciekawiej. „American Valhalla” z intrygującym wstępem klawiszowym (coś jak melodia z pozytywki) przechodzi w dudniący bas, a klawisze przygrywają w tle, dopuszczając jeszcze gitarę, by pod koniec się wyciszyć.

„In the Lobby” niby jest spokojne, ale gitara po minucie zmienia ten obraz, dokonując poważnej demolki, a sam Pop miejscami krzyczy. Najbliżej tutaj do ostatnich dokonań QOTSA, podobnie jak w szybszym (jeśli chodzi o sekcję rytmiczną) „Sunday” z ładnym głosem Homme’a w refrenach oraz pań w połowie, zmieniając tempo na bardziej marszowe. A na sam koniec utworu słyszymy uspokajające smyczki oraz dęciaki – kompletny odlot. Tak samo jak akustyczny „Vulture”, idący później w westernową estetykę (dzwony, „strzelająca” perkusja), lekko psychodeliczne „German Days” czy „Paraguay” zaczynający się od śpiewu a capella, by potem działy się szalone rzeczy.

Ostatnio pojawiły się wieści, ze Iggy Pop zamierza zakończyć karierę muzyczną. Jeśli to prawda, to byłaby wielka szkoda. „Post Pop Depression” to najlepszy album Popa od bardzo dawna i mógłby to być nowy etap w karierze tego muzyka. Ale może Iggy zmieni zdanie i znów zaszaleje.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz