
incarNations tworzy duet dwojga muzyków z Kapeli ze wsi Warszawa – Mai Kleszcz oraz Wojciecha Krzaka, którzy w 2008 roku odeszli z macierzystej formacji, szukając własnej drogi. Na swojej trzeciej płycie znowu zaskakują mieszanką styli i gatunków.
Wspierani przez zawodowych muzyków (perkusista Jerzy Rogiewicz, pianista Jacek Kita oraz kontrabasista Piotr Domagalski) oraz przez teksty m.in. Bogdana Loebla i Agaty Dudy-Gracz stworzyli bardzo romantyczną muzykę. Zaczyna się bardzo staroświeckim „Pięknym brzegiem – Żoli”, który bardzo przypomina dokonania przed (i tuż po) wojennych artystów – delikatna gitara oraz perkusja, gwizdy. Potem pojawia się echo fortepianu (żwawe, jazzowe „Zanim wstanie miasto” – kontrabas z gitarą błyszczą), elegancki Hammond („Najpiękniejsza jak aniołek w raju” z kapitalnym środkiem instrumentalnym), folkową gitarę („Przynieś kwiaty”), a nawet jest jeden utwór mocno pachnący – jakby to ująć – mistycznym wschodem (akustyczny „Mej miłości oddam jabłko”).
incarNations nie boi się mieszać kabaretowej estetyki (pijacki „A może miałby pan ochotę”, którego nie powstydziłby się sam Tom Waits) z melancholijnym jazzem („Noc smutna w więzieniu”) i rock’n’rollem („Mocno trzymaj mnie” to jakby mroczniejsze… Voo Voo), jednak wszystko to skleja ze sobą tematyka miłości – od tej romantycznej po zgorzkniałą, okraszoną czarnym humorem (świetne teksty). Także wokal Mai ma w sobie coś tajemniczego, przykuwającego uwagę, ale nie irytuje, co mi przeszkadzało wcześniej. Aż do brutalnego finału w „Wojnie lubi jeść” i wcześniejszych „Wilczych kłów”. Niezapomniane doświadczenie i na chwilę obecną – najlepsza polska płyta 2016.
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
