Eric Clapton – I Still Do

I_Still_Do_Album_Cover

Tego Pana przedstawiać nie trzeba. Eric zwany też „Slowhand” jest facetem, który od wielu lat niczego nie musi udowadniać i nagrywa takie płyty, jakie mu się żywnie podobają. Od bardzo dawna jednak Clapton odpuszcza sobie autorskie kompozycje, poświęcając się coverom. Nie inaczej jest w „I Still Do”, wyprodukowanym przez Glyna Johnsa, z którym Eric wydał nieśmiertelnego „Slowhanda”.

Na albumie dominują covery, będące hołdem dla klasycznego bluesa, co już słychać w przesiąkniętym Nowym Orleanem „Alabama Woman Blues”, gdzie dominuje fortepian oraz akordeon. Singlowy „Can’t Let You Do It” to Clapton jakiego znamy – dynamiczny, gitarowy i zadziorny, by potem wyciszyć się w akustycznym „I Will Be There”. Eric nagrał także dwie własne kompozycje – zadziorniejszy (gitarowo) i niemal sakralny (klawisze) w „Spiral”, a drugi to bardziej nastrojowy „Catch the Blues” przypominający troszkę spokojniejsze wcielenie Carlosa Santany. A im dalej, tym Eric gra bardziej kojąco, odrobinę melancholijnie („Little Man, You’ve Had a Buisy Day”), jednak pojawia się odrobina zadziorności (niemal skoczne „Stones in My Passaway”).

Mimo jednak zróżnicowania tempa, „I Still Do” bywa miejscami usypiające, niektóre piosenki jednym uchem wypadają. Do samego Claptona, jego gry gitarowej oraz wokalu nie mam zastrzeżeń. Ten facet jest marką samą w sobie, ale to troszkę za mało, by nazwać „I Still Do” dobrym albumem. To przyzwoite dzieło, charakterystyczne dla tego bluesmana, gdzie dominuje bardziej spokój niż ikra. Eric jeszcze może, ale czy powinien?

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz