Katatonia – The Full of Hearts

Katatonia_-_The_Fall_of_Hearts_2016

Skandynawia znana jest z bardzo wyciszonej, indie popowej otoczki oraz progresywnego rocka. To z tych krajów pochodzą takie zespoły tego drugiego nurtu jak Gazpacho czy Airbag. Ale swoje robiła też szwedzka Katatonia kierowana przez Jonasa Renkse i Andersa Nystroma. Jest to też pierwszy album z nowymi muzykami (gitarzystę Pera Erikssona oraz perkusistę Daniela Liljekvista zastąpili Roger Ojersson i Daniel Moilanen), ale nie miało to aż tak silnego wpływu na brzmienie.

Otwierający całość „Takeover” zaczyna się dość spokojnymi, zapętlonymi gitarami wspieranymi przez klawisze, jednak po minucie robi się ciężej, wyraźniej odzywa się perkusja, klawisze stają się mroczniejsze, a ciepły głos Renksego zmienia się. Czasem zagra w tle fortepian (krótko), klawisze będą współgrać z zapętlonymi riffami (początek „Serein”), by uderzyć z całą mocą, ale też uspokoić przez złagodzenie (złudne „Old Heart Falls” czy niemal akustyczna „Decima” z fletami w tle).

Ta strategia się opłaca, a muzycy serwują kilka drobnych smaczków (chór w ostrym „Sanction”,  Hammondy w jazzującym „Residual”, zmieniającym swoje oblicze, fortepianowy wstęp „Last Song Before the Fade” czy syrena alarmowa na początku „Shifts”), a ostrzejsze wejścia gitary podkręcają atmosferę („Serac”). Brzmi to po prostu pięknie.

Może i Szwedzi nie odkrywają niczego nowego, ale brzmi to bardzo świeżo oraz dynamiczniej niż na ostatnim albumie Dream Theater. Strzelają bardzo ostro (finałowy „Passar”), ale te potrafią wyciszyć, nie idąc w przesadę, ani popisywanie się. Rzeczywiście włożono tutaj wiele serca.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz