
Jeden z mało znanych w Polsce zespołów rocka alternatywnego z USA. Nowojorski Mercury Rev działa na scenie od początku lat 90-tych, zawsze współpracując z producentem Davem Friedmanem. Tym razem jednak przy dziewiątej, studyjnej płycie z zeszłego roku, sami postanowili ją wyprodukować. I powstała ciekawa, pełna magii płyta.
Już otwierająca całość „The Queen of Swans” uwodzi melodyjnością, brzmieniem jakby ze snu (te klawisze, ciepły głos Jonathana Dunahue) i intrygującą wokalizą w tle. Czasami klawisze brzmią niczym melodia z pozytywki (początek „Amelie”, gdzie ciepłe smyczki i klarnet są skontrastowane z brudną gitarą), by potem zaczarować dzwoneczkami i harfą (śliczne „You’ve Gone With So Little For So Long” z kapitalnymi smyczkami) albo zmienić aurę tylko za pomocą gitary (odrealnione „Central Park East” z cudownymi klawiszami), nagłego wejścia żeńskiej wokalizy i fletów („Emotional Free Fall”). Z jednej strony jest to mocna alternatywa, ale podszyta odrobiną progresywnego stylu. Zachwyca bogactwo dźwięków i aranżacje, pełne cymbałków, smyczków, delikatnej gitary i harfy oraz wokal, niemal anielski, a co utwór, to małe cudo. Niby tylko jedenaście utworów, ale tak przepięknych, że nie ma szansy oderwania się od nich. Zwłaszcza po trzech pierwszych utworach robi się niesamowicie. Werble z dziecięcymi głosami w rockowym „Are You Ready?”, rozpędzony „Sunflower” z jazzującymi dęciakami czy przepiękny „Autumn’s In The Air”. To i tak nie wystarczy, by opisać wrażenia płynące z odsłuchu tej wyjątkowej propozycji.
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
