Mudcrutch – Mudcrutch 2

2_%28Mudcrutch_album%29

Dla wielu nazwa Mudcrutch nie będzie mówić zbyt wiele. Formacja ta zaczęła działalność w latach 70., by rozpaść się po 4 latach. Jednak frontman grupy – charyzmatyczny Tom Petty w 2007 roku skrzyknął starych kumpli (gitarzystów Mike’a Campbella i Toma Leadona, klawiszowca Benmonta Tencha oraz perkusistę Randalla Marsha), reaktywując kapelę znaną dotychczas z kilku singli. W 2008 roku wyszedł pierwszy album Mudcrutch, a teraz grupa atakuje znowu.

I znowu jesteśmy w latach 70., czyli czasach klasycznego rocka oraz macierzystym środowisku Petty’ego grającego także na harmonijce ustnej.  Czuć ten klimat już w singlowym „Trailerze”, który otwiera całość – jest gitara, gra przyjemnie Hammond, a Petty ze swoim charakterystycznym głosem czaruje. Nie znaczy to jednak, że będzie nudno, wolno i smęcąco. Troszkę ognia daje „Dreams of Flying”, gdzie gitary pachną starym stylem, perkusja daje taki rytm, ze da się tańczyć. I kiedy wydaje sie, ze dalej będziemy pędzić, pojawia się prawie 7-minutowy „Beautiful Blue”, pozwalający na chwilę oddechu oraz wyciszenia (świetnie tam gra fortepian), ale już „Beautiful Life” ze śpiewem perkusisty Marsha troszkę przypomina przyspieszone ELO. Spokój wraca w akustycznym „I Forgive It All”.

Gdy wydaje się, że dalej będzie tak spokojnie, że nic tylko położyć się, to wtedy pojawia się pędzący niczym bimber „The Other Side of Mountain” z Tomem Leadonem jako głównym wokalistą. Troszkę wolniejszy, ale równie gitarowy jest „Hope” z ciepłymi klawiszami, a tempo zachowuje skręcający w stronę boogie „Welcome to Hell” (ten fortepian) czy typowym dla Petty’ego „Save Your Water”.

Petty razem z kumplami z Mudcrutch nie odkrywa Ameryki na nowo, ale tworzy bardzo dobrą muzykę charakterystyczną dla siebie. Jest ogień, spokój i świetnie zachowane tempo – wszystko w odpowiednich proporcjach. I jestem pewny, że ten projekt jeszcze ma przyszłość.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz