
Jest rok 1989, a Phil Collins nie próżnuje zarówno solowo, jak i z zespołem Genesis. Właśnie w tym okresie transformacji Phil nagrał czwarty album, wyprodukowany wspólnie z Hugh Padhamem. Wiadomo, zwycięskiego składu się nie zmienia. Ale nie do końca można powiedzieć, że …”But Seriously” to powtórka z rozrywki.
To nadal przyjemne pop rockowe granie, zmieszane z elektroniką oraz jazzowo-soulowymi wstawkami. Mocne uderzenie dostajemy w „Hang is Long Enough”, gdzie trąbki szaleją w refrenie, odzywa się także funkująca gitara (na końcu taka mechaniczna niczym silnik auta). Nie zabrakło też minimalistycznych ballad, gdzie pierwsze skrzypce gra perkusja oraz klawisze. Tak działa „That’s Just Way It Is” (w tle brudzi gitara, a pod koniec wchodzą werble), gitarowe „Do You Remember?”, nieśmiertelne „Another Day in Paradise” czy „I Wish It Would Rain Now” (na gitarze tnie sam Eric Clapton). Ale gdy trzeba mocniej uderzy, zwłaszcza trąbeczki zaatakują jak w „Something Happened on The Way to Heaven” – przebojowe i dynamiczne jak to tylko możliwe, a pok koniec gitara szaleje i to mocno. Największym zaskoczeniem jest 8-minutowe „Colours” – na początku spokojne i odrobinę patetyczne (uderzenia perkusji), by w połowie zapachnieć najpierw Afryką i kompletnie zmienić nastrój oraz tempo, serwując gitarę z dęciakami.
Warto też wyróżnić saksofonowe „All of My Life”, instrumentalne „Saturday Night and Sunday Morning” oraz niepokojące (przynajmniej na początku) „Find a Way to My Heart”, zmieniające się w bardzo pogodne nagranie, wracające na koniec do tego mroku.
I tak jak poprzednio, wujek Phil potwierdza swoją formę wokalną oraz tekstową. Jeszcze mocniej to słychać na drugiej płycie z dodatkowymi kawałkami (głównie w wersjach koncertowych oraz demach). Na szczęście nie są one odtworzone w skali 1:1 (wersje live), ale dostajemy jeszcze dwa kawałki ze strony B. I to są ciekawe numery: „That’s How I Feel” jest szybki i dynamiczny, a pozornie spokojniejszy „You’ve Been In Love (That Little Bit Too Long)” ma ostrą w środku gitarę elektryczną.
Co mogę powiedzieć poza tym, że Collins w latach 80. naprawdę rządził z tym swoim pop-rockowym graniem? W zasadzie nic. Wujek Phil dobrze zrobił remasterując swoją dyskografię, bo wszystko brzmi tak jak powinno. Takich albumów już się nie robi.
8/10
Radosław Ostrowski
