New Model Army – Winter

NMA_WINTER_FRONT_COVER

Brytyjska nowa fala zawsze dzieliła się na dwa nurty: post-punkową, gdzie zawsze dominowała gitara oraz na synth pop, gdzie prym wiodła elektronika. Z tym pierwszym nurtem najbliżej było kapeli New Model Army kierowanej od samego początku przez charyzmatycznego Justina Sullivana. Kwintet po pięciu latach wraca z nowym, 14 albumem „Winter”.

Całość wyprodukowana przez Sullivana oraz Joe’ego Baressi (współpraca m.in. z Coheed and Cambria, Bad Religion czy Queens of the Stone Age), od początku idzie w stronę bardziej surowego rocka. Czuć to w nieprzyjemnym „Beginning”, gdzie dominuje bardzo nieprzyjemna gra gitary. Po drugiej minucie dochodzi mocne uderzenie perkusji oraz fortepian, by potem wyciszyć się. Cisza trwa dość krótko i znowu odzywa się gitara, skręcając w bardziej psychodeliczne klimaty. Równie mroczny jest „Burn the Castle” z orientalnym riffem i świdrującymi uderzeniami perkusji oraz wściekłym refrenem. Zmianę wprowadza singlowy utwór tytułowy, zaczynający się akustyczną gitarą, by potem nakładały się mocniejsze riffy gitary oraz sekcji rytmicznej (genialny instrumentalny środek). Akustyczno-elektryczne wsparcie pojawia się także w intrygującym „Part the Waters”.

I kiedy wydaje się, ze tak zostanie, następuje przyspieszenie w postaci punkowego „Eyes Got Used to the Darkness” oraz bardziej przestrzennego, skocznego wręcz „Drifts” z melancholijnymi smyczkami w tle oraz gwałtownym finałem. Mrok wraca do „Born Feral” z organami pod koniec oraz popisami perkusji, a także w akustycznym, trzymającym za gardło „Die Trying”. „Devil” jest dynamiczniejszy, dzięki perkusji, a mrok zachowuje dzięki nieprzyjemnym dźwiękom elektroniki, podobnie w gitarowym „Strogoula” czy metliczno-garażowym „Echo November” z niesamowitymi wokalizami w refrenie.

„Winter” ciągle zaskakuje, a Sullivan ze swoim stonowanym głosem, współtworzy niesamowity klimat tego wydawnictwa. Tajemniczego, niepokojącego, ale jednocześnie bardzo przebojowego i dynamicznego. Takie rzeczy osiągają tylko mistrzowie. Ja czekam już na prawdziwą zimę.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz