
Amerykanie kochają soul, jazz i inne tzw. „czarne” brzmienia, co nie powinno nikogo dziwić, skoro są oni twórcami tych gatunków muzycznych. Specjalistów od soulowych dźwięków (przynajmniej za takiego w swoim kraju) uznano Mayera Hawthorne’a – pochodzącego z Michigan, białego (!!!) wokalistę oraz kompozytora, który wydał już czwarty album, zawierający tylko 10 utworów.
W zasadzie 9, bo tytułowy utwór to bardziej gospelowy numer śpiewany a capella. Reszta to już bardziej hołd dla klasyków z lat 70., co czuć w singlowym „Cosmic Love” z funkowym basem, przestrzennymi i ciepłymi klawiszami oraz uroczymi chórkami w tle. Czuć tutaj funk, jazz i tak fajnie to buja, że chciałoby się więcej. Atmosferę podtrzymują następne utwory: mieszające stare (funkowa gitara i dęciaki z fortepianem) z nowym (elektroniczna perkusja) „Book of Broken Hearts”, posiadające prześliczne smyczki na początku „Breakfast in Bed” czy bardziej skręcający pod elegancki pop „Lingerie & Candlewax”. Nawet fani reggae znajdą coś dla siebie w postaci „Fancy Clothes”.
Hawthorne czuje się przy tych dźwiękach jak ryba w wodzie i płynie niczym marynarz, idealnie współgrając z muzyką oraz niezłymi tekstami. Z jednej strony garściami czerpie ze stylistyki r’n’b lat 70., z drugiej robi to w bardzo współczesny sposób. Całość trwa zaledwie pół godziny i to w pełni wystarczy, żeby się nasycić, nie zanudzić, a jednocześnie wrócić do tego albumu.
7/10
Radosław Ostrowski
