
Jest rok 1996 i rozpadł się zespół Genesis, ale Phil Collins nadal działa. Po dość chłodnym przyjęciu „Both Sides” wujek Phil postanowił wrócić do tego, co umiał najlepiej – popowego sznytu okraszonego czarnymi dźwiękami. I tak powstał album „Dance Into the Light”, zrealizowany według sprawdzonej formuły.
Już tytułowy utwór, pełen dęciaków, żwawej perkusji oraz płynącego basu daje nam pojęcie z czym mamy do czynienia. I jeszcze przewijające się w tle klawisze oraz chórki. Podobnie jest w akustycznym „That’s What You Said”, ale wiele się zmienia w „Lorenzo”. Orientalnie brzmiące flety, afrykańska perkusja – czegoś takiego nie powstydziłby się Paul Simon. Wolniejsze tempo utrzymuje „Just Another Story” z ponurym basem oraz melancholijnymi dęciakami (na końcu jedynie trąbka szaleje) jakby to Peter Gabriel stał za tym. To jednak jedyne smutne momenty na tym żywiołowym albumie. „Wear My Hat” z pędzącą na złamanie karku perkusją (znowu Paul Simon się kłania), ciepły, gitarowy „It’s In Your Eyes”, oparty na perkusjonaliach oraz klawiszach „Oughta Know By Me”, szybka gitara jazzująca w skocznym „Take Me Down”, wracający do etniki „River So Wild” z dziką gitarą w finale czy zgrabnie wplecione dudy w „The Times They’ Are A-Changin'”. Dzieje się wiele i poniżej wysokiego pułapu nie schodzi.
I tak jak przy poprzednich zremasterowanych wydawnictwach Phila, tak i tutaj jest dodatkowa płyta. I tak jak poprzednio są utwory w wersji live, demo oraz niepublikowane wcześniej utwory. Różnice w wersjach koncertowych są niewielkie, ale pokazują jakim zwierzęciem scenicznym był Collins w czasach swojej świetności, gdyż słucha się tego rewelacyjnie. Posłuchajcie koniecznie „River So Wild” czy „Wear My Hat”, by się o tym przekonać. Demówki są dwie i obydwie wypadają całkiem nieźle („Lorenzo” i „That’s What You Said”). A sam koniec trzy ekstra numery i trzeba przyznać, ze nie odbiegają poziomem od reszty. „Another Time” wydaje się być bardziej wyciszony od reszty, z funkową gitarą oraz popisami pianistycznymi w środku. Podobnie nastrojowy jest „It’s Over”, gdzie znowu przewodzi całości fortepian – obydwa te utwory mogłyby się znaleźć na „Both Sides”. Klimatem do tego wydawnictwa zbliża się przebojowe „I Don’t Want To Go” z klaskaną perkusją.
Po latach jedno można powiedzieć bez cienia wątpliwości – „Dance Into the Light” to kawał solidnego brzmienia made by Phil Collins. Nie jest ono może aż tak spójne klimatem jak „Both Sides” czy aż tak przebojowe jak poprzednie płyty, niemniej trudno się do czegokolwiek przyczepić. Dobry album z fajnymi dodatkami oraz zremasterowanym dźwiękiem.
7,5/10
Radosław Ostrowski
