Flotsam and Jetsam – Flotsam and Jetsam

Flotsam_and_Jetsam

Muzyka heavy metalowa trzyma się dobrze, zarówno w wydaniu krajowym, jak i zagranicznym. Grupą, którą tu przedstawię działa od ponad 30 lat i pochodzi z Phoenix. Trzonem kapeli jest wokalista Eric Knutson, gitarzysta Michael Gilbert oraz basista Michael Spencer. Ostatni album wydali 4 lata temu i w tym czasie zmienili się perkusista (Craiga Nielsena zastąpił Jason Rittner), a także drugi gitarzysta (działającego od początku Edwarda Carlsona zmienił Steve Conley). W tym nowym składzie powstał 12 album nazwany po prostu „Flotsam and Jetsam”.

Zazwyczaj jest tak, gdy kapela wydaje album z tym samym tytułem, co zespół i nie jest to debiut, oznacza to powrót do korzeni. Nie do końca tak jest, ale otwierający całość „Seventh Seal” pachnie ciężkimi, trashowymi riffami wplecionym w galopującą perkusję. Czyli śmieciowo, agresywnie, a także w czaderskim riffem w środku. Jest energia? Nawet, jeśli pojawiają się momenty melodyjnego spokoju (epicki początek napierdalającego niczym rakieta „Life is a Mess” czy krótkie, niemal progrockowe „The Incarnation”), to są bardzo krótkie w imię klasycznej zasady: no ballads, no bullshit. Naładowany riffami „Taser”, bardziej melodyjny „Time to Go” wydają się potwierdzać tą tezę. Podobnie jak będący hołdem dla klasyków brytyjskiego ciężkiego grania „Iron Maiden” (poza wokalem ten utwór mogła nagrać grupa Bruce’a Dickinsona) czy najmroczniejszemu w tym zestawie (perkusyjno-gitarowy, wręcz epicki wstęp) do „Verge of Tragedy” – ciężkiego jak diabli, pod względem klimatu, w „Creeperze” zaś przewija się echo niczym odgłosy duchów wspartym przez metaliczny bas na początku.

Panowie wiedzą jak robić mocną rąbankę i działają na nerwy tak jak trzeba. Gitary tną jak trzeba, może nie wszystkim podobać się nadekspresyjny wokal Knutsona, jednak w tej konwencji pasuje do całości. Trudno właściwie wyróżnić jakiś kawałek, bo wszystko trzyma wysoki poziom i nie zlewa się to w jedną całość. Na tą porę roku można brać zamiast grzańca.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz