Ryan Adams – Heartbreaker (deluxe edition)

RyanAdamsHeartbreaker

W ciągu 17 lat swojej działalności Ryan Adams szedł szlakiem wyznaczonym lata temu przez Bruce’a Springsteena, co pokazywał swoim ostatnimi płytami („1989”, „Prisoner”). Początki jednak zwiastowały zupełnie inną drogę, ku country. Debiutancki album (niedawno wznowiony) został przecież wydany w Nashville, stolicy najbardziej amerykańskiego gatunku muzycznego, więc nie byłem pewny czego się spodziewać.

Na początek dostajemy… kłótnię między wokalistką a gitarzystą Davidem Rawlingsem dotyczącą jednej z piosenek Morrisseya, by przejść do szybkiego i skocznego „To Be Young (Is to Be Sad, Is to Be High)”, gdzie błyszczą akustyczne gitary. Bardziej melancholijne jest „My Winding Wheel”, co jest zasługą klawiszy w tle oraz niemal wyciszona „Amy” z pięknymi smyczkami oraz łagodzącymi fletami, gdzie czuć zapowiedź przyszłych dzieł Amerykanina. Melancholią pachnie „Oh My Sweet Carolina” z łkającą gitarą, fortepianem oraz kobiecym wokalem w refrenie, przez co chwyta za gardło. Tak samo jak minimalistyczne „Bartering Lines” czy „Damm Sam (I Love a Woman That Rains)”, będącą niemal klasycznym kawałkiem country. Musi też pojawić się obowiązkowo harmonijka ustna (idąca w stronę bluesa „Come Pick Me Up” czy tylko gitarowe „To Be the One”), bo jakże by inaczej.

Problem jednak w tym, że piosenki zaczynają się od pewnego momentu zlewać w jedno i to samo, chociaż zdarzają się wyjątki (czaderski rock w „Shakedown on 9th Street” czy pianistyczne „Sweet Lil Gal”), ale to są jednak rzadkie oraz krótkie momenty. Tutaj dominuje akustyczne brzmienie gitary oraz bardzo stonowany, niemal kowbojski głos Adamsa (ale niezbyt zmanierowany).

A co proponuje wydanie deluxe, poza poprawionym dźwiękiem? Drugą płytę z utworami w wersji demo oraz odrzuty z sesji nagraniowej. Zarówno inne wersje piosenek z albumu, jak i numery ostatecznie tam nie umieszczone jak przerobiona piosenka Morrisseya „Hairdresser on Fire Jam” czy „Petal in a Rainstorm”, gdzie słyszymy wszelkie kiksy, potknięcia muzyków oraz powtórki). To wnosi debiut Adamsa na wyższy poziom, ale nie zmienia faktu, że jest to zaledwie wprawka przed największymi dokonaniami.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz