Future Islands – The Far Field

Future_islands_the_far_field

Brytyjska wytwórnia 4AD coraz lepiej rozwija swoją działalność w tworzeniu muzyki elektronicznej, ale też mieszanki dźwięków syntezatorowych z gitarami. Tym razem pod swoje skrzydła wzięła amerykańskie trio Future Islands, grające synthpopowe dźwięki. Na swoim piątym albumie, grupa pod wodzą wokalisty Samuela Herringa, nie zmienia kierunku swojego grania. Ale czy na pewno?

Lata 80. czuć garściami, ale mają tutaj różne oblicza jak w niemal sennym „Aladdinie” z ciepłymi klawiszami oraz wybijającym się basem, a całość troszkę przypomina dźwięki OMD. Równie rozmarzony (i z tamburynem) wybrzmiewa niemal taneczny „Time On Her Side”, który w refrenie się rozkręca, bujając po całości (i zgrabnie wplecione dęciaki). Nawet jeśli początek brzmi jak spuszczanie powietrza z balonu („Ran”), nadrabia to dobrym rytmem oraz zgraniem sekcji rytmicznej w dynamicznym refrenie. Tak też jest w przypadku „Beauty of the Road” – równie czarującego elektroniką zmieszaną z nietypowo odjechaną perkusją czy mrocznym „Cave” z „atomowymi” klawiszami i niepokojącymi dźwiękami tła. Nie boją się także skręcić w stronę new romantic (śliczne „Through the Roses” czy płynąca ballada „Candles”), ale i tak całość ma spory potencjał przebojowy (lekki „North Star” czy „Shadows” z gościnnym udziałem Debbie Harry).

Wszystko to brzmi płynnie, lekko, wręcz radiowo, ale jednocześnie jest spójne i klimatyczne. Gitara spina się z elektroniką w jeden, skoczny taniec trwający do samego końca. Problemem dla wielu może być wokal Herringa – bardzo niski, niemal niezauważalny, ale czasami drażniący swoją manierą (troszkę taki młodszy i „chudszy” Cugowski). Na szczęście można się do tego głosu przyzwyczaić, co nie jest zbyt problematyczne.

„The Far Field” jest przyjemnym i bardzo chłonnym dziełem Future Islands, czerpiącym garściami ze stylistyki lat 80., ale nie jest tylko imitacją. Zgrabne, stylowe, lekkie w odbiorze, ale zostaje na dłużej.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz