Boovy to kosmiczne istoty, które ciągle uciekają przed paskudnymi Gorgami. A dlaczego uciekają? Tego tak naprawdę nie wiemy, a dowodzący grupą kapitan Smeak decyduje się znaleźć kolejną planetę do ucieczki. I wybór pada na Ziemię, gdzie zostaje wywrócona grawitacja, a ludzie skupieni w jednym skupisku w Australii, bo Boovy potrzebują własnej przestrzeni życiowej. Ale ten spokój może zostać odebrany przez Boova o imieniu Oh. Niby wygląda jak swoi pobratymcy, lecz jest bardziej otwarty (a to jest niedopuszczalne) i próbujący bardziej podchodzić na luzie. Popełnia jednak błąd, gdyż chcąc zaprosić na swoją imprezę w nowej chacie wysyła zaproszenie… do wszystkich. W tym do Gorgów, a to oznacza jedno: Oh jest ścigany. Po drodze trafia na nastoletnią Tip, która próbuje znaleźć swoją mamę. Chcąc nie chcąc, łączą siły.

DreamWorks – jak każda wytwórnia filmowa – ma swoje spektakularne sukcesy („Shrek”, „Madagaskar”), jak i porażki (sequele w/w). Bo przecież nie można być ciągle w dobrej formie. Sama historia w „Domu” jest prosta, ale i takie proste opowiastki można poprowadzić na tyle sposobów, że zapadają mocno w pamięć. Twórcy „Domu” nie są w stanie podołać temu zadaniu, a wszystko idzie według oczywistego schematu: zderzenie dwóch postaci z różnych światów, zakończony przyjaźnią i wspólnym życiem. intryga jest prosta, ale prowadzona zdecydowanie za szybko i po łebkach. O samych Boovach wiemy, że są strachliwe i jedynym ich sposobem przetrwania jest ucieczka, zaś ludzie zostają zepchnięci na tak daleki drugi plan, że poza Tip tak naprawdę nie ma nikogo. Po drodze musi dojść do tarć i spięć, co nawet bywa zabawne (tutaj humor zdecydowanie sytuacyjny ze spektakularną pogonią w Paryżu), jednak brakuje jakiejś silniejszej iskry. Ja się strasznie wynudziłem w trakcie seansu, bo jest to typowa produkcja skierowana dla młodego odbiorcy.

Owszem, przesłanie jest niegłupie (tolerancja i przełamywanie nieufności), kreska ładna, a same Boovy wyglądają uroczo, jednak czegoś mi tu zabrakło. Polski dubbing jest całkiem przyzwoity, a najmocniej zapada nietypowa (bo niepoprawna) składnia językowa. I tutaj jest najmocniejsze źródło komizmu, a głosy są całkiem przyzwoity. Zarówno lekko postrzelony Oh (Przemysław Stippa), jak i Tip (Monika Dryl) brzmią całkiem nieźle, ale aż korci mnie sprawdzenie oryginalnych głosów (kolejno: Jim Parsons oraz Rihanna). Ale nie wiem, czy to byłaby dla mnie wystarczająca zachęta.

Ale już chyba jestem za stary na takie filmy jak „Dom”, które poza odegraniem sprawdzonym schematem nie dodają absolutnie nic nowego. Być może rozpieściły mnie te postmodernistyczne żarty w bajkach, sprawiające przyjemność osobom w każdym wieku, a może wczorajsze seansy były tak mocne. Produkcja DreamWorks sprzed dwóch lat kompletnie przepadła w pamięci kinomanów i mnie to nie dziwi. Z drugiej strony kreska jest naprawdę ładna, nadal może się podobać, tylko że dla mnie to mocno za mało.
5/10
Radosław Ostrowski
