
Brytyjska progresywna formacja Anathema kierowana przez braci Cavanagh skupiła moją uwagę przy znakomitym „Weather Systems” z 2012 roku. Następca („Distant Satellites”) już nie zrobił na mnie takiego wrażenia, więc z pewnymi wątpliwościami podchodziłem do najnowszego dzieła. czyli „The Optymist”. Ale może tym razem będzie więcej niż dobrze?
Za produkcję odpowiada Tony Doogan, najbardziej znany ze współpracy z Mogwai oraz Belle & Sebastian. Czyżby prog-rockowa grupa miała zamiar uprościć swoja muzykę? Początek jest krótki i tajemniczy w postaci „32.63N 117.14W”, gdzie słyszymy jazdę samochodem, sapanie, kopanie, by skończyć na włączeniu radia. Kończący fragment minimalistyczna, elektroniczna perkusja nakręca „Leaving It Behind”, gdzie odzywa się mniej przyjemna gitara, a głosy braciszków podkręcają poczucie niepokoju. Druga połowa to przyspieszenie tempa oraz wręcz kosmiczną elektronikę. Petarda, po której dostajemy spokojniejszy „Endless Ways”, do którego wprowadza nas fortepian z ciepłym głosem Lee Douglas. Lecz po minucie robi się coraz agresywniej i ostrzej, co jest zasługą zmieniającej tempo perkusji, by na koniec wyciszyć się… dźwiękiem telefonu. Tytułowy utwór znowu czaruje fortepianem oraz wokalnym duetem, by w połowie zmienić tempo perkusją, a na finał zaatakować tnącymi niczym żyletki riffami. Zaskoczeniem jest instrumentalny „San Francisco” oparty na szybkim temacie pianistycznym, wokół którego dołączają kolejne instrumenty, osiągając wręcz spektakularne wymiary.
„Springfield” tym razem zaczyna się gitarowo-pianistycznym wstępem, do którego dołącza Lee ze swoim czarującym głosem, pełnym ekspresji. Jak dodamy do tego mocniejsze wejścia gitarowe, to mamy kolejnego killera. Tempo zmienia się w oszczędnym „Ghosts”, gdzie elektronika buduje dziwną aurę, tak jak wokalizy i jazzowa perkusja. A gdy dochodzą jeszcze smyczki, robi się po prostu pięknie. Dynamiczniejszy „Can’t Let Go” jest bardziej rozmarzony niż się wydaje tak jak spokojniejszy (lecz nie kojący) „Close Your Eyes”, gdzie pod koniec pojawia się trąbka. To jedyny utwór nie do końca pasujący do reszty. A na koniec muzycy zaskakują „Wildfires”, gdzie wokale brzmią jakby były puszczone od tyłu, a dalej jest w stylu grupy (spokój i coraz silniejsze rozkręcanie) i dostajemy ponad 10-minutowy „Back To The Start”. Morza szum, gitara gra, ładnie śpiewa się, potem perkusja z fortepianem dołączają (by się nie nudzili). I kiedy myślicie, że to wszystko, w środku wchodzą smyczki, jakieś klaskanie, pukanie, otwieranie drzwi, pytanie „How Are You?” i… cisza. Trwa ona aż trzy minuty, bo ostatnie półtorej minuty utworu to ukryty kawałek, śpiewany przez dziecko.
„The Optymist” to przykład tego, co w zespole z Liverpoolu najlepsze: klimatyczne piosenki grane w typowym dla nich tempie, czyli powoli rozkręcające się kompozycje, chwytające swoim wysmakowaniem oraz energią. Czyste progresywne granie z ładnymi wokalami i drobnymi wstawkami. Z pozytywnymi nadziejami bierzcie ten materiał.
8/10
Radosław Ostrowski
