
Jak wszyscy wiemy, ojczyzną rocka progresywnego była Wielka Brytania. Ale jest pewien zespół grający ten nurt na początku jego istnienia w Stanach Zjednoczonych. To weterani z zespołu Kansas, których przeciętnych słuchacz kojarzy z poruszającego „Dust In The Wind” oraz hard rockowego „Carry On Wayward Son” (ostatnio przerobione przez Anthrax). Od ostatniej płyty formacji minęło 16 lat i w tym czasie frontman oraz klawiszowiec Steve Welsh (w 2014 roku przeszedł na emeryturę), zastąpiony przez Ronniego Platta. Z pierwotnego składu ostał się tylko perkusista Phil Eilart oraz gitarzysta Rich Williams. Tak powstało zeszłoroczne dzieło grupy – „The Prelude Implicit”.
Czy warto było czekać? Zaczyna się od szybkich uderzeń perkusji oraz przestrzennych klawiszy w „With This Heart”, do której dołącza się gitara oraz skrzypce, nadając wręcz epickiego rozmachu. Ciężej i mocniej się dzieje przy „Visibility Zero”, gdzie gitara pozwala sobie na więcej, tłumiona przez klawisze. Spokojniej się robi przy „The Unsung Heroes”, gdzie znów klasę pokazują smyczki oraz fortepian. I jeszcze całkiem niezły, podniosły riff. Problematyczne jest „Rhythm In The Spirit”, który zaczyna się hardrockowym ciosem gitarowo-klawiszonym, by w zwrotce zmienić się w banalny, popowy kawałek jakich wiele. Ale to tylko na pierwszej zwrotce, potem wszyscy dają do pieca, by na koniec się wyciszyć. Stary fanom na pewno spodoba się poruszające, akustyczne „Refugee” oraz utrzymane w duchu progresywności 8-minutowe „The Voyage of Eight Eighteen”, gdzie muzycy mają szansę się popisać swoimi umiejętnościami. Równie ostry jest mocarny „Camuflage” z bardzo soczystym riffem, napędzającym całość oraz mocarne „Crowded Isolation”.
Problemem dla mnie jest bardzo delikatny wokal Platta, który bywa zagłuszany przez instrumenty i nie zawsze jestem w stanie zrozumieć padające słowa. Brakuje w nim mocy, jakby ktoś mu nie dał wystarczającej siły. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest zły czy słaby wokalista, tylko miałem wrażenie, że nie pasuje do reszty składu. Ale nie zmienia faktu, że weterani nadal potrafią oczarować swoją muzyką, nie rezygnując z klimatu oraz popisów instrumentalnych. To dużo jak na grupę, która teoretycznie powinna być w muzeum.
7/10
Radosław Ostrowski
