
Kto z nas nie kojarzył tego trębacza, skrzypka i wokalisty obdarzonego poruszającym, pełnym energii głosem oraz lwią grzywą? Zmarły w maju 2017 roku Zbigniew Wodecki zostawił spory dorobek, choć do dziś kojarzy go głównie z “Pszczółką Mają”. Sytuację zmienił album koncertowy nagrany z Mitch & Mitch, zawierający piosenki z zapomnianego i niedocenionego debiutu z 1976 roku. Czemu o tym mówię? Albowiem ten debiut postanowiono wydać na płytach, poddając go remasteringowi.
Troszkę bałem się tego, gdyż aranżacje duetu Mitch & Mitch rozpisane na orkiestrę bardzo mocno zapadły mi w pamięć. Okazuje się, że dość wiernie trzymano się wersji z oryginału, które są ładne, pełne dęciaków i smyczków, jak to w przypadku eleganckiego popu z lat 70., nie sprawiając dużej różnicy. Dźwięk brzmi czysto, przestrzennie, dając wiele instrumentów do odkrycia. Na dzień dobry dostajemy przeurocze “Rzuć to wszystko co złe” z ładnymi dęciakami między zwrotkami. Równie piękny jest oparta na Hammondach “Pieśń ciszy”, gdzie jest też uroczy chórek w refrenie oraz subtelne solo na trąbce. Szukający bardziej dynamicznych piosenek pokochają “Wieczór już” (na końcu fantastyczne solo skrzypiec), “Opowiadaj mi tak” z fantastycznym wstępem dęciaków. Resztę dominuje liryczny, ale zawsze elegancki pop. Czy to bardzo nostalgiczna “Ballada o Jasiu i Małgosi” z pięknymi perkusjonaliami oraz fletem, oparte na gitarach “Panny mego dziadka” czy “Dziewczynę z konwaliami” (akurat wersja późniejsza – koncertowa znacznie fajniejsza).
Wodecki jest tutaj bardzo delikatny, jakby ledwo rysował głosem każdą piosenkę (“Kochałem Panią kilka chwil”), uwodząc wręcz poetyckimi tekstami, nie ocierającymi się o banał, co w przypadku piosenek o miłości było łatwo. Dodatkowo wygrzebano utwór, który nie zmieścił się na winylu i teraz “Tak daleko, tak blisko” można premierowo usłyszeć. Bardzo stylowa, elegancka płyta z niegłupimi tekstami oraz bardzo cudownym głosem Wodeckiego. Tego głosu już więcej nie usłyszymy, ale pozostają jeszcze piosenki oraz płyty.
Radosław Ostrowski
