Lorde – Pure Heroine

Lorde_Pure_Heroine

Kolejna intrygująca przedstawicielka Nowej Zelandii, krainy hobbitów, pięknej przyrody oraz Gotye.to właśnie stamtąd pochodzi Ella Marija Lani Yelich-O’Connor, bardziej znana jako Lorde. Swój pierwszy album wydała cztery lata temu, sama osiągając ledwo 16 lat. Czy wtedy była z niej taka “Czysta heroina”?

W kwestii produkcji wsparł ją spec z ojczystego kraju Joel Little, który współpracował m.in. z Lee Goulding, Imagine Dragons czy Samem Smithem, dając mieszankę popu z elektroniką. “Tennis Court” uderza przestrzennym fortepianem, zmieniającym się, “tykającymi” klawiszami niczym z 8-bitowej gry oraz minimalistycznej perkusji, zmieniającej się znane z rapu cykacze, by w refrenie nabrać chropowatości. Minimalizm ten jest obecny cały czas: czy to w opartym na tłustym bicie ze “świdrującą” elektroniką (“400 Lux”), przebojową perkusji (singlowe “Royals”), wokalnego zapętlenia (rozmarzone “Ribs”z perkusją jak petard – przynajmniej na początku), odbijającego się niczym echo fortepianu (“Buzzcut Season”) czy początek a capella okraszony orientalnymi wstawkami (“Team”), dodając oszczędne klawisze.

Nawet jeśli poszczególne utwory brzmią troszkę na jedno kopyto, to jakimś cudem udaje się utrzymać zainteresowanie. Zarówno rozmarzonymi klawiszami (“Still Sane” czy brzmiące niemal kołysankowo “White Teeth Teens”) czy wejściem gitary elektrycznej (“A World Alone”). Lorde bardzo przypomina klimatem oraz stylem Jamesa Blake’a, troszkę The xx niż Lanę Del Rey, do której często jest porównywana. Dziewczyna miała bardzo delikatny głos, którym bardziej mruczy czy rapuje niż śpiewa, ale w tym rozmarzonym świecie dźwięków to zupełnie wystarczyło.

“Pure Heroine” mogło wielu podrażnić pójściem z prąd wobec współczesnych trendów muzyki popularnej, ale singlowe numery mocno zapadały w pamięć. Po przesłuchaniu całości stwierdzam, że jest to dobry materiał z kilkoma nośnymi numerami. Wersja deluxe serwuje jeszcze parę cacek jak postrzelony “Million Dollar Bill” czy bujający “The Love Club” dają wiele satysfakcji. Już nie mogę się doczekać, gdy dostane do ręki drugi album.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz