
The Night Flight Orchestra to szwedzka formacja obchodząca w tym roku 10-lecie działalności. Do tej pory wydali dwie płyty, a w skład grupy wchodzą: wokalista Bjorn Strid, gitarzysta David Andersson, basista Sharlee D’Angelo, klawiszowiec Richard Larsson, perkusista Jonas Kallsback oraz grających na kongach i gitarze Sebastian Forslund. Teraz przypominają o sobie nowym albumem “Amber Galactic”.
Zespół gra klasycznego rocka, stawiając na melodię i ocierając się o brzmienia lat 70., stawiając na mocne riffy oraz “kosmiczną” otoczkę. Czuć tu już w otwierającym całość “Midnight Flyer” z pociągającą elektroniką, wręcz epickim rozmachem oraz bardzo szybkim tempem, jakiego można było się spodziewać choćby po Thin Lizzy czy Toto (finałowe solówki gitary i klawiszy). “Star of Rio” ma bardziej podkręconą perkusję z soczystymi solówkami oraz chóralnym refrenem. Podobnie magiczny singiel “Gemini” z wplecionym zdaniem po… polsku, rozpędzając się niczym Pendolino czy bardziej bluesowy (fortepian) “Sad State of Affairs” z wolniejszym I spokojniejszym mostkiem. Kameralniej robi się przy “Jenine” z fortepianem oraz smyczkami na początku czy idącym w stronę pulsującego Orientu funkowe “Domino”. Wszystko jest tutaj na wysokim, równym poziomie, tworząc spójny klimat oraz ogromny potencjał na podbicie radiowych stacji (kapitalna “Josephine” czy wybrane na drugi singiel spokojniejsze “Something Mysterious”), ale nie pozbawione progresywnych naleciałości (“Saturn in Velvet”).
Muzycy znają się na swojej robocie świetnie, dodając sporego kopa energii. Tak samo jak świetnie robiący swoje Strid, przez co całość brzmi jeszcze bardziej staroświecko (skojarzenia z Davidem Paichem z Toto wskazane). Na sam koniec (w wersji deluxe) dostajemy cover “Just Another Night” Micka Jaggera ze świetnym solo saksofonu, który zgrabnie wieńczy dzieło. Jeśli jesteście gotowi na kosmiczną wędrówkę oraz pop-rockowe granie z najwyższej półki, “Amber Galactic” jest cudownym powrotem do przeszłości. Na pewno jeszcze wrócę do tej płyty.
8/10
Radosław Ostrowski
