Mężczyzna imieniem Ove

Gdzieś na szwedzkim osiedlu mieszka Ove – 60-letni staruszek, który ma obsesję na punkcie porządku i trzymana się przepisów. Jest zgryźliwy, samotny, antypatyczny, czyli taki jak emeryci w naszym kraju. Dodatkowo zostaje zwolniony z pracy po 46 latach. Byle odchylenie doprowadza go do szewskiej pasji, a jeszcze bardziej się wścieka, gdy do domu obok wprowadzają się nowi sąsiedzi, przy okazji niszcząc jego skrzynkę na listy. A jedyne o czym marzy Ove to samobójstwo.

ove1

Gdyby to był film amerykański, to Ove miałby twarz Billa Murraya albo Jacka Nicholsona. Jednak jest to produkcja ze Skandynawii, czyli krainy pełnej chłodu oraz tłumionych emocji. „Mężczyzna imieniem Ove” to słodko-gorzkie kino z mroźnej północy, pełne bardzo ironicznego humoru (próby samobójcze) o zgorzknieniu, samotności oraz życiu człowieka, który odizolował się od otoczenia. Ale – jak łatwo się domyślić – pod tym zgryźliwym i nieprzyjemnym typem, kryje się człowiek ze złamanym życiorysem oraz dramatyczną historią. I powoli odkrywamy jego życie od czasów dzieciństwa aż do pewnego dramatycznego wypadku. To wszystko potrafi mocno poruszyć i widzimy jak inni ludzie zaczynają coraz mocniej wpływać na życie naszego bohatera. A wraz z nimi widzimy inne oblicze tego złamanego bohatera. Owszem, jest to kino przewidywalne, jednak w żadnym przypadku nie jest ono przesłodzoną laurką. Smolisty humor dają sceny prób samobójczych, które – niemal zawsze – są przerywane przez pukanie do drzwi, odgłosy obok.

ove2

Trudno przyczepić się do realizacji, bo zarówno zdjęcia, muzyka, jak i sceny retrospekcji (z dbałością o scenografię, kostiumy, jak i pojazdy) są zrobione na wysokim poziomie, dodając smaczku. A największą perłą jest znakomity Rolf Lassgard w roli zrzędliwego, chociaż posiadającego dobre serce Ove. Niby takich postaci było wiele, ale albo ja jestem podatny na takie opowieści (i nie tylko takie, ok?), albo to było tak fantastycznie zagrane, ze nie wyczułem fałszu w tej postaci. Tak samo z młodszym wcieleniem Ove, czyli Filipa Berga. Z drugiego planu wybija się ciężarna Parvaneh (świetna Bahar Pras), dając  nie do końca świadomie, nowy wiatr w żagle dla życia naszego bohatera, co jest bardzo zgrabnym duetem (scena nauki jazdy – perełka).

ove3

„Mężczyzna imieniem Ove” to typowy, solidny produkt ze Skandynawii, będący mieszanką mocnego i poruszającego dramatu z gorzkim, ironicznym humorem. Co z tego, że tyle filmów było multum, skoro i ten potrafił sprawić wiele przyjemności.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz