Poznajcie Nate’a Fostera – jest to młody agent FBI, pracujący przy biurku oraz pomagający przy przesłuchaniach terrorystów. Ale tym razem otrzymuje szansę wykazania się w terenie. Dochodzi do informacji, że neonaziści planują jakiś zamach w Waszyngtonie. By nie dopuścić mężczyzna musi zinfiltrować grupę, by powstrzymać plany.

Film jest rasowym thrillerem, gdzie mamy bohatera powoli wsiąkającego do niebezpiecznego środowiska, pełnego jasno określonych poglądów, ale też bardziej podzielonego niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Jak w każdej grupie, są ludzie na niższym stopniu – prymitywne mięśniaki, którymi bardzo łatwo można zmanipulować, oszukiwać, sterować. Jest też charyzmatyczny radiowiec, robiący za propagandową tubę (Dallas Wolf) oraz niemal fanatyczny fighter (Andrew Sheehan), szukający pretekstu do dużego szoku, konfrontacji. Ale są też bardziej filozoficzni myśliciele (Gerry Conway), bardziej wierzący w słuszność kierunku. Reżyser mocno pokazuje też jak rodzina przekazuje te nacjonalistyczne przekonania, poznane dzięki książkom, obrazom, kulturze, filmom. I to budzi prawdziwe przerażenie, tak jak moment, gdy Nate musiał udowodnić swoje przekonania (scena pierwszego przesłuchania i akcja z dżinsami Levi’s – perła). Jednak w połowie napięcie zaczyna siadać, a film rozłazi się na mniejsze scenki.

Nawet samo infiltrowanie przez Nate’a wydaje się jakieś fałszywe. Nawet to, że nie jest dokładnie sprawdzany (na początku jeszcze to rozumiałem) i niemal od razu zdobywa zaufanie wśród ludzi mających – przynajmniej tak twierdzą – wtyki i kontakty wszędzie. Zaś zakończenie pokazuje, że jest szansa na wyrwanie się z tego zaklętego kręgu.

„Imperium” poza niezłymi przebitkami montażowymi ma jeszcze jeden mocny punkt: fantastycznego Daniela Radcliffa. Aktor bardzo przekonująco pokazuje determinację i jego walkę o naprawienie tego świata, ale jak musi wcielić się w skinheada, to daje z siebie wszystko. Nie tylko pod względem fizycznym, ale i mentalnym, przez co czasami mocno balansuje. Z drugiego planu wybija się najmocniej Toni Collette jako agentka prowadząca naszego bohatera.
„Imperium” jest kawałkiem niezłego dramatu i dreszczowca, który przypomina o brutalnej i niebezpiecznej sile nacjonalizmu. Tej lekcji nigdy nie należy zapomnieć, nawet jeśli jest to jedyna mocna wartość tego filmu.
6/10
Radosław Ostrowski
