Lindsey Stirling – Warmer in the Winter

Warmer_in_the_Winter_-_Lindsey_Stirling

Ta amerykańska skrzypaczka znana jest z tego, że łączy klasyczne brzmienie smyków z bardziej współczesnymi bitami, co dla wielu uszu może być barierą nie do przeskoczenia. Ale fanów musi być więcej, gdyż nie bez powodu zrealizowała do tej pory trzy płyty. Ale nawet pani Stirling uległa modzie, więc jej nowa płyta to album zimowo-świąteczny. Czy zima będzie w tym roku ciepła, dzięki tej muzyce?

Na początek dostajemy przemielonego Czajkowskiego w postaci “Dance of The Sugar Plum Farry”, gdzie poza cudownym solo skrzypiec, zmieszano elektronikę, harfę oraz różnej maści cykacze. A im dalej w las, tym mamy miks muzyki klasycznej z rozrywkową. Od bardziej jazzowego “You’re a Mean One, Mr. Grinch” z czarującym głosem Sabriny Carpenter przez cudny oraz bardzo delikatny “Christmas C’mon” (przynajmniej na początku) oraz cudnie operujace dzwonkami “Carol of the Bells” aż po sztandarowe “Let It Snow” (retro jazz zawsze w cenie, dodatkowo zmieszany z utworem o pewnym reniferze) i “Silent Night”. Prawdziwy szwedzki stół.

Ale w połowie zdarzają się utwory bez takich “współczesnych” dodatków jak w przyadku “Angels We Have Heard on High” z delikatnym fortepianem, perkusjonaliami oraz chórem czy mocno “irlandzkie” w duchu “I Saw Three Ships”. Stirling nie boi się też wplatać innych kompozycji do jednego utworu, co jest sporą zaletą, którą docenią bardziej wyrobieni melomani, kochający muzykę klasyczną i rozrywkową.

Strasznie przyjemnie buja ten album, gdzie wszyscy wokaliści (poza wspomnianą Carpenter są tu Becky G, Thrombone Shorty i Alex Gashkard z zespołu All Time Low) sprawdzają sie bez zarzutu, premierowe kompozycje brzmią świetnie, podobnie jak nowe aranżacje starszych dzieł. Także sama gra skrzypiec brzmi po prostu pięknie. Rzeczywiście ta zima może być cieplejsza.

8/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz