Pogromca smoków

Były kiedyś czasy, kiedy ludzie wierzyli w wielu bogów, krążyła po świecie magia, zaś chrześcijaństwo dopiero zaczynało przybierać na sile. No i były też smoki, które tworzyli potężni magowie. Ten posiadacz łusek oraz zionący ogniem działa na terenie królestwa Urlandu, chociaż na innych zasadach. Otóż bestia bierze sobie dziewicę podczas każdego przesilenia w zamian za zostawienie królestwa w spokoju. Jednak sami mieszkańcy wyruszają w poszukiwanie maga, co mógłby zabić smoka. I znajdują go w postaci mędrca Ulricha oraz jego ucznia, Galena.

dragonslayer1

Debiutancki film scenarzysty Matthew Robbinsa powstała w czasie wielkiego boomu na kino fantasy. Wyprodukowany przez Disneya i dystrybuowany przez Paramount jest zaskakująco mroczny i bardziej poważny w tonie. Sama historia wydaje się banalna, ale reżyser uważnie prowadzi narrację, skupiając się na budowaniu świata. A jest to świat z pogranicza baśni i fantastyki, gdzie pogańskie elementy (magia, smoki, czarnoksiężnicy) zderzeni są ze światem chrześcijańskim, powoli przejmującym kontrolę. Gdzie ludzie wierzą, że dzięki poświęceniu nielicznych można uratować całe królestwo (wybór dokonywany jest przez losowanie), co mrozi krew w żyłach. Samo budowanie tego świata, mimo wykorzystania znajomych elementów (losowanie oraz cała zabawa ze smokiem przypomina mi mit o Minotaurze) to najmocniejszy punkt tego filmu.

dragonslayer2

Tak samo pozytywnie zaskakuje wykonanie. Praca scenografów i kostiumologów prezentuje się nadal dobrze, tworząc bardzo surowy, miejscami mroczny klimat. Potęguje to jeszcze bardziej praca kamery, choć niepozbawiona pewnej plastyczności. Wygląda to bardzo ładnie w obrazu, zaś w tle gra bardzo agresywna, eksperymentalna muzyka. Ale jeszcze bardziej zaskakuje obecność krwi (śladowa, ale jednak) oraz golizny, czego po Disneyu raczej się nie spodziewano. Jeśli coś postarzało się, to jedynie sam wygląd smoka, a efekt poruszania (kukiełka) trzyma się naprawdę nieźle. Tak samo jak efekty specjalne, głównie optyczne. Budowanie napięcia za pomocą oszczędnego pokazywania części jego ciała we fragmentach. Dopiero w ostatecznej konfrontacji widać bestię w całości, choć sam wygląd twarzy nie jest zbyt szczegółowy.

dragonslayer3

Aktorsko całość prezentuje się dobrze, choć nie ma tutaj żadnych znanych twarzy. Najlepiej z całego grona prezentuje się Ralph Richardson jako mag Ulrich, choć pojawia się tylko na początku i końcu. Ale nawet wtedy przebija się z tej postaci mądrość, opanowanie i charyzma. Protagonistą jest tutaj Galen, grany przez Peter MacNicola, który tutaj jest jeszcze na początku drogi jako mag. Budzi sympatię, choć przez większość czasu jest bardzo wycofany i zbyt pewny siebie. Nie można odmówić mu odwagi i sprytu, mimo braku doświadczenia.

Troszkę szkoda, że film Robbinsa dzisiaj wydaje się troszkę zapomniany. Bardzo mroczny, brudny, niepokojący, a jednocześnie pokazujący przemijanie starego świata na rzecz nowego (dosadnie pokazuje to zakończenie). Niemniej warto odszukać tej perełki w gatunku fantasy z czasów przed „Władcy Pierścieni”.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz