Conan Barbarzyńca

Lata 80. to okres pełen kina fantasy. Chociaż większość filmów z tego gatunku nie przyniosła oczekiwanych profitów w dniu premiery, dopiero z czasem otrzymując należną im estymę. Wyjątkiem od tej reguły był “Conan Barbarzyńca” z 1982 roku. Film Johna Miliusa idzie w zupełnie innym kierunku niż by fani gatunku się spodziewali. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Conana z Cymerii poznajemy jako dziecko, będące powoli przygotowywane do roli wojownika oraz kowala. Jednak los ma wobec niego zupełnie inne plany, a jego rodzina I pobratymcy zostają zamordowani przez grupę kultystów. Dowodzi nimi tajemniczy Thulsa Doom, zaś ich znakiem rozpoznawczym są dwa węże splecione w przeciwnych kierunkach. Chłopak zostaje sprzedany do niewoli, a następnie pełni role gladiatora. W końcu zostaje wolnym człowiekiem, a jedyne co mu zostaje to zemsta. Ale czy będzie w stanie jej dokonać?

conan1

Pierwsze, co tutaj zwraca uwagę to przyziemna wizja świata. Jeśli szukacie widowiskowych efektów specjalnych, imponującej scenografii oraz rozmachu godnej produkcji za kupę kasy, przemyślcie decyzję co do seansu. Bo nie ma tutaj fajerwerków, a historia toczy się spokojnie, bez zbędnego przyspieszania. Dialogów też nie ma tutaj zbyt wiele, co jak na produkcję dużego studia jest zadziwiające, mimo obecności narracji z offu. Reżyser woli opowiadać historię za pomocą obrazu, długich scen oraz epickiej muzyki Basila Poledourisa zamiast wykładać wszystko kawa na ławę. I to podejście bardzo szanuję, tak samo jak zbudowanie wiarygodnego świata. Ni to starożytnego, ni to średniowiecznego, ale pociągającego.

conan3

Wizualnie imponuje tutaj zarówno spójna strona wizualna, jak i scenografia. Wszystkie te budowle oraz szczegółowe kostiumy dodają realizmu dla tego tytułu. Tak jak też bardzo surowo pokazane sceny akcji. Tutaj pojedynki są szybkie, bez popisywania się umiejętnościami szermierczymi. Krwawo, brutalnie, bez patyczkowania i z kilkoma mocnymi zakrętami fabularnymi. Więcej wam nie zdradzę, bo trzeba się samemu przekonać. Ale wielu może się odbić wolnym tempem czy miejscami skrótową narracją. Dla mnie największą wadą jest finałowa konfrontacja między Conanem a Doomem, która wydawała mi się taka sobie i troszkę psuła klimat tego filmu.

conan2

Reżyserowi udało się zbudować świetne postacie, mimo nie korzystania z ekspozycji. Najlepiej zarysowany jest Conan – wyjątkowo małomówny, silnie zbudowany oraz motywowany przez zemstę. Te cechy pasowały do Arnolda Schwarzenneggera, który wykorzystał swoją szansę i dzięki temu stworzył swoją pierwszą ikoniczną postać. Równie wyrazisty jest antagonista, ale czy może być inaczej, jeśli masz przed sobą głos samego Dartha Vadera? James Earl Jones jako Doom magnetyzuje w każdej scenie, choć nie pojawia się zbyt często. Drugi plan też jest bardzo interesujący z kradnącym film Mako w roli lekko złośliwego czarnoksiężnika Akiro.

conan4

Jestem zadziwiony jak dobrze trzyma się pierwsze filmowe spotkanie z Conanem. Jest to kino skromne jak na fantasy, bardzo brudne, krwawe i czasami dziwne. Ale to od tego filmu wystrzeliła na poważnie kariera Arnolda jako aktora. Reszta jest historią i szkoda, że sequel rozczarował.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz