Sauna

Zrobienie kina politycznego jest bronią obosieczną. W zależności od konwencji (przez dramat po satyrę) może zadziałać emocjonalnie i dostarczyć przyjemności, ale wszystko zależy zarówno od wiedzy widza na dany temat, jak też podejścia reżysera do kwestii wydarzeń epoki. Najczęściej jest pod górkę, co pokazał mi seans „Sauny” – telewizyjnej komedii politycznej w reżyserii Filipa Bajona z 1992 roku.

Akcja toczy się w tytułowej saunie na terenie jednego z hoteli w Helsinkach podczas sympozjum naukowych. Tutaj trafiają Polak, Węgier, Czech, Niemiec z NRD, Rusek (a właściwie dwoje Ruskich), Fin i Amerykanin. Jesteśmy świadkami trzech takich spotkań – w 1981 roku podczas karnawału Solidarności, w 1982 roku w trakcie stanu wojennego oraz w 1989 roku, gdy dochodzi destabilizacji bloku wschodniego. Reprezentanci bardziej zachodniej strony świata (Amerykanin Stewart oraz Fin Jussi) nie rozumieją całego funkcjonowania systemu komunistycznego, przez co nabierają dystansu podczas rozmów. Rozmów pełnych aluzji, odniesień do wydarzeń, prztyczków w nos i docinków. Ile wyciągnie się z tego zależy od wiedzy z historii współczesnej, czyli po 1945 roku. Gdzie Jurij (rewelacyjny Marian Opania) wydaje się władczy, narzucający ton rozmowom i tylko Janek (Bogusław Linda wchodzący na wyżyny możliwości) staje z nim do konfrontacji otwarcie. Czuje się mocny, pewny siebie, wręcz bezczelny w sadzeniu wobec pozostałych „towarzyszy”. Jak skończą się te pogaduszki? Tego ja wam nie zdradzę, ale Bajon pisze pyszne dialogi, niepozbawione aluzyjnego czy wręcz gorzkiego poczucia humoru lub ponurych obserwacji (głównie od Jurija jak choćby rozmowa o „oswojeniu” Boga).

Pewną zagadka może wydawać się postać Maszy (Gabriela Kownacka) – co kobieta robi w męskiej saunie? Jej rola nie jest w ogóle wspomniana ani wytłumaczona, co może irytować. Ale z czasem ta postać staje się wyrazistsza i dynamika z Jankiem nabiera silniejszych barw. Wydaje mi się, że to zgrabna metafora skomplikowanych relacji polsko-rosyjskich, gdzie miłość, nienawiść i nieufność przeplatają się w nieopisywalnym, niezrozumiałym klinczu. Czy w ogóle jest możliwe wyrwanie się z tego toksycznego kręgu?

Realizacyjnie trudno powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś wyrazistym. To produkcja telewizyjna, niemal ograniczona do jednego miejsca – sauny. Sporadycznie trafiamy też do szatni z prysznicem, co nie zmywa poczucia pewnej teatralności. Muzyka też pojawia się bardzo rzadko, a dźwięk czasami – jak w wielu polskich filmach – nie wychwytuje wszystkich wypowiadanych słów. Ale te problemy nie psują pozytywnego wrażenia.

Bo „Sauna” jest bardzo zgrabnie napisana oraz rewelacyjnie zagrana (poza w/w Lindą, Opanią i Kownacką, jeszcze mamy Piotra Machalicę, Władysława Kowalskiego, Henryka Bistę, Marka Kondrata oraz Zbigniewa Zamachowskiego), co jest sporą zasługą Bajona. Trudno jednak w tym mikroportrecie przemian politycznych lat 80. nie dostrzec wielu trafnych obserwacji oraz soczystych dialogów, trafnie opisujących relacje międzysąsiedzkie. A także zderzenie kapitalizmu z wymuszonym komunizmem, które musi doprowadzić do kolizji.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz