Jeszcze parę lat temu chodzenie do kina na horror byłoby dla mnie totalną abstrakcją. Ale przełamałem się dzięki „Czarnemu telefonowi” i coraz chętnie skręcam w kierunki grozy. Dlatego zaintrygował mnie „Heretic”, czyli nowe dzieło duet Scott Beck/Bryan Woods (scenarzyści „Cichego miejsca”).

Wszystko zaczyna się od dwóch dziewczyn z kościoła mormonów, które próbują zwerbować nowych członków swojej wiary. Siostra Paxton (Chloe East) i siostra Barnes (Sophie Thatcher) nie mają w tej kwestii zbyt dużo szczęścia, bo albo są ignorowane, albo ośmieszane. Jednak w końcu jest jeden człowiek, który chciałby poznać ich religię – pan Reed (Hugh Grant). Mężczyzna wydaje się bardzo uprzejmy, budzący sympatię i zainteresowany tematem. Ale im dalej trwa rozmowa, tym bardziej okazuje się to wszystko pułapką. Zaś nasz dżentelmen prowadzi swój wykład, że religia to pierdololo. Daje im wyjście, a dokładniej wybór drzwi: przy jednych jest napis WIARA, przy drugich NIEWIARA.

Teraz jest to o wiele bardziej kameralnych opowieści, gdzie mamy zderzenie wiary z rozumem. Jakbym był złośliwy, nazwałbym ten film rozszerzoną wersją monologu George’a Carlina Religion is bullshit. Dialogi (i monologi) są niepozbawione ostrych niczym brzytwa ripost (porównanie religii do… Monopoly czy coverowania piosenek – perełka), ale napięcie jest tutaj budowanie bardzo prosto i oszczędnie. Do tego sama piwnica i podziemne labirynty są jednym z najbardziej przerażających siedlisk od dawna – oszczędnie sfotografowana oraz świetnie oświetlona. Sam finał (w sensie ostatnie 3 minuty temu) jednak był dość rozczarowujący, co jest pewną drobną skazą.

Całość na barkach trzyma świetna trójka: Hugh Grant, Sophie Thatcher i Chloe East. Pierwszy absolutnie błyszczy ze swoim opanowanym głosem, elokwencją oraz sensownymi argumentami. Widać, że bawi się tą rolą i ma z tego masę frajdy. Thatcher i East wydają się pozornie sprzeczne: pierwsza wydaje się mądrzejsza i pewna siebie, zaś druga bardziej wycofana oraz niepewna. Jednak w pewnym momencie to ta druga przejmuje inicjatywę i okazuje się o wiele mądrzejsza niż się wydaje. Ale to musicie się sami przekonać.
„Heretic” to powrót duetu do formy i przykład jak ograniczenia mogą być siłą oraz sprawnie napisanego straszaka. Jedna przestrzeń, trójka aktorów oraz dyskusja o religii – co może być ciekawszego? Takiego wykładu nikt się nie spodziewał.
7/10
Radosław Ostrowski
