Godzilla

Wielki japoński potwór zwany Godzilla po latach powrócił do amerykańskiej ziemi. Po nieudanej wersji dokonanej przez Rolanda Emmericha, tym razem wielkie monstrum wziął na warsztat Gareth Edwards, który wcześniej nakręcił strasznie usypiającą „Strefę X”.

Całość zaczyna się w roku 1999, gdzie na Filipinach grupa naukowców organizacji Manners znajduje coś – jajo wielkiego stwora. W tym samym czasie w Japonii dochodzi do awarii reaktora, która doprowadza do śmierci żony pracownika elektrowni – Joe Brody’ego. Piętnaście lat później cała historia zaczyna się powtarzać, gdy w tym samym miejscu budzi się bestia. Pojawienie się monstrum zwanego MUTO budzi do życia Godzillę – w walkę między stworami o ludzkość włącza się (a przynajmniej próbuje) armia, a także syn Brody’ego, porucznik Ford.

godzilla4

Umówmy się, ze fabuła jest tylko pretekstem do pokazania świata po destrukcji dokonywanych przez wielkie monstra – większe niż najwyższe wieżowce. I tak naprawdę chodzi tylko o to, ale reżyser próbując opowiadać o ludziach wplątanych w ta walkę jedzie po wszelkich możliwych kliszach – armia liczy na siłową konfrontacje, ludzie reagują przerażeniem, a cywile robią to, co potrafią najlepiej: spierdalają w siną dal. Ale mimo to „Godzilla” trzyma w napięciu, ma wielki rozmach, wzorując się mocno na Stevenie Spielbergu. Po pierwsze: samej Godzilli nie ma zbyt często na ekranie, ale jak się pojawia – robi piorunujące wrażenie. To jest OLBRZYMIE bydle większe niż wszystko, co do tej pory widziałem. Roboty  i monstra z „Pacific Rim” przy tym, to wykałaczki. Po drugie: akcja jest dynamiczna, przenosimy się z miejsca na miejsce (ale i tak największa rozróba jest w USA – ciekawe dlaczego), a kilka scen mocno zapada w pamięć. Na pewno obudzenie MUTO, wielki korek z powodu rozbitego samolotu czy walka na moście Golden Gate. Wtedy reżyser trzyma za gardło i robi piękną wizualnie robotę. Szkoda jednak, że wątek porucznika Brody’ego (mdły Aaron Taylor-Johnson) jest mało angażujący i mamy gdzieś to, co się stanie.

godzilla3

W ogóle tutaj aktorzy nie maja nic do pokazania. Naukowcy jako jedyni mają zdrowy rozsądek (Sally Hawkins i mocno zamyślony oraz głęboko patrzący Ken Watanabe), o wojsku mówiłem (reprezentowany przez Davida Strathairna, czyli admirała Stenza), ale tylko jeden aktor zapada najmocniej w pamięć – to grający paranoicznego ojca Brody’ego Bryan Cranston. Może i on jest trochę przerysowany, trochę nadekspresyjny, ale to jego ze wszystkich ludzi pamiętam. Jak widać to jest bardziej walka potworów – Godzilli (strażnika ludzkości) z mutantami powstałymi wskutek nadmiernego używania broni nuklearnej.

godzilla1

„Godzilla” przywraca godność temu potworowi i przy okazji zapewnia naprawdę porządną rozrywkę z potężną rozpierduchą. Podejrzewam, że ciąg dalszy nastąpi wkrótce.

godzilla2

 

7/10

Radosław Ostrowski


Anna Karenina

Historia tej miłości skazanej na potępienie była przenoszona na ekran wielokrotnie. Tym razem zadania się podjął Joe Wright, który miał na to swój własny pomysł, bo zrobił z tego spektakl – dosłownie. Niby toczy się to w wielu miejscach, ale tak naprawdę wszystko jest kręcone w teatrze (jedynie sceny w majątku Lewina są w plenerze). Może się to wydawać sztuczne, ale reżyser wie, co robi, bo zrealizowane jest to wybornie. Kamera wręcz podąża za bohaterami, gdy scenografia (świadomie sztuczne tła) zmienia się jak w kalejdoskopie – przenosimy się z miejsca na miejsce, a jednocześnie nie gubimy się w tym wszystkim, a całość ogląda się znakomicie. Mimo pewnej teatralności, Wrightowi udało się przekazać i pokazać emocje wśród bohaterów, co można było zignorować. Imponują też kostiumy oraz piękna muzyka, która buduje klimat tej opowieści. Niezwykła i pomysłowa realizacja, co trzeba przyznać.

karenina1

Jednak esencją i największą siła poza oryginalną dość warstwą formalną są bardzo ciekawe i przekonujące kreacje, choć dość nietypowo obsadzeni. Takim przykładem jest Jude Law w roli chłodnego i opanowanego Karenina, który ukrywa swoja upokorzenie. Drugim zaskoczeniem jest Aaron Taylor-Johnson jako Wroński – trochę lalusiowaty, ale powściągliwy bawidamek. Jednak ich wszystkich przyćmiła Keira Knightley. Nie przepadałem za tą aktorką, ale muszę przyznać, ze mnie zaskoczyła, powaliła i bardzo przekonująco pokazała kobietę, która wyzwala się z ciasnych konwenansów i płaci za to wysoką cenę.

karenina2

Ale poza tym trójkątem nie brakuje równie ciekawych ról drugoplanowych, z których najbardziej zapadł Domhnall Gleeson jako idealista Konstantyn Lewin, którego wątek miłosny jest drugim istotnym dla fabuły oraz wywołujący uśmiech Matthew Macfayden (Obłoński).

karenina3

Wierna treściowo, zaskakująca formalnie, wciągająca i angażująca adaptacja. Kolejny przykład, że nie trzeba szokować czy przesadnie eksperymentować, by osiągnąć wymarzony efekt. Brawo!!

8/10

Radosław Ostrowski