
Film „Samotny mężczyzna” debiutującego reżysera Toma Forda był jednym z najważniejszych filmów roku 2009. Tocząca się w latach 60-tych historia profesora akademickiego, który po śmierci swojego partnera decyduje się popełnić samobójstwo, to przykład przyswajalnego kina artystycznego, w którym zmysł wizualny (genialne zdjęcia i montaż) plus fantastyczne aktorstwo Colina Firtha stworzyły poruszające kino. Elementem dopełniającym ten niezwykły film była ścieżka dźwiękowa.

Początkowo reżyser chciał, by muzykę skomponował Shigeru Umebayashi, jednak ten znajdował się poza USA, a Ford nie był zainteresowany pisaniem partytury na odległość. Choć część jego utworów wykorzystano (o tym później), zatrudniony został Abel Korzeniowski, dla którego była to pierwsza duża produkcja. Pierwsze co rzuca się w uszy przy przesłuchaniu to elegancja oraz wykorzystanie orkiestry symfonicznej, co w czasach wszędobylskiej elektroniki, jest powiewem świeżości. Podstawa i tematem przewodnim jest „Stilness of the Mind”. Ten bardzo emocjonalny temat rozpisany na genialnie brzmiący smyczek, będzie się powtarzał w innych utworach, ale nie jest to żadna wada (m.in. „And Just Like That” czy „Swimming”). I to właśnie smyczki są najbardziej wybijającym się instrumentem, choć pojawia się i harfa („Stillness of the Mind”, „Drowning”) oraz fortepian („Swimming”, „Become George”). Korzeniowski buduje bardzo emocjonalną ścieżkę, która poza filmem brzmi po prostu świetnie. Wartymi wyróżnienia są też bardzo drgający „Snow”, inspirowany południowoamerykańskimi klimatami „Sunset” oraz kończący album „Clock Tick” (smyczek grający w rytmie tykającego zegara, a utwór zaczyna się od bicia serca i dźwięku wypadku samochodowego – kompozycja wykorzystana w zwiastunie).
Wspomniałem o Umebayashim, ponieważ reżyser wykorzystał parę jego kompozycji. Najbardziej zapada tu w pamięć „George’s Waltz” pojawiający się na płycie dwukrotnie (krótsza i dłuższa wersja). Utwór ten przypominaj „Yumeji’s Theme” ze „Spragnionych miłości” Wong Kar-Waia. Pozostałe utwory Japończyka to przearanżowane tematy Bernarda Herrmanna „A Variation on Scotty Tails Madeline” i „Carlos”. Co najważniejsze kompozycje obydwu panów nie gryzą się ze sobą, choć są różne stylistycznie.
Poza kompozycjami obydwu panów na płycie pojawiają się też tzw. muzyka źródłowa. Czyli piosenki w tym przypadku. Są to: fragment opery „La Wally” w wykonaniu Miriam Gucci, „Stormy Weather” Etty James, nieśmiertelny szlagier „Green Onions” Bookera T. i The MG’s oraz „Blue Moon” Jo Stafford, które mają zbudować klimat lat 60-tych, w których toczy się akcja. Także ta warstwa jest zrealizowana w sposób bezbłędny.
W filmie ta muzyka sprawdza się bezbłędnie i jest elementem, bez którego trudno sobie wyobrazić ten film. A poza nim brzmi równie rewelacyjnie. Z czystym sumieniem mogę zachęcić do kupienia soundtracku do „Samotnego mężczyzny”.
9/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
