Od kilku lat przybywa w naszym kinie produkcji dla młodszego widza. Jakościowo jest spory rozstrzał, ale takie bogactwo zwyczajnie cieszy. Teraz do grona produkcji aspiruje „Dziadku, wiejemy!”, czyli dzieło napisane przez debiutanta Emila Płoszajskiego, zaś nakręcone przez reżyserkę nie mającej styczności z tym gatunkiem. Co tym razem przygotowała Olga Chajdas?
Cała historia skupia się wokół dziadka Jeremiego (Jan Peszek). Mężczyzna ma dość trudne relacje z rodziną, przebywa w domu spokojnej starości i… ma bardzo bujną wyobraźnię. Do tego stopnia, że zdarza mu się robić dziwne rzeczy typu wchodzenie na drzewo. Przez co rozpatrywane jest wysłanie starszego pana do szpitala psychiatrycznego. Jedynie wnuczka Jagoda (debiutująca Anna Nowak) potrafi zbudować więź z dziadkiem, zaś on sam nie chce zamieszkać ze swoją rodziną. Więc wnuczka postanawia „porwać” dziadka i ruszyć w poszukiwaniu swojego statku „Światło morza”. A za nimi jest jeszcze… smok (nie, to nie jest polska wersja Szczerbatka z „Jak wytresować smoka”; tak, wygląda lepiej niż jego odpowiednik z „Wiedźmina”).

Na papierze jest wszystko, co powinno uczynić ten film ciekawym oraz wciągającym. Obietnica wielkiej przygody, surrealistyczne wstawki z animowanym smokiem (ładnie wyglądającym, bo… ręcznie rysowanym w 2D), odkrywanie rodzinnej tajemnicy, podróż i możliwe pojednanie z rodziną. Do tego twórcy bawią się formą, gdzie pojawiają się krótkie retrospekcje oraz animowane sceny. Problem w tym, że całość jest jednym wielkim schizofrenicznym doświadczeniem, jakiego nie przeżyłem od czasu „Drużyny AA”.

Z jednej strony to niemal klasyczne kino drogi, gdzie sercem powinna być relacja dziadka z wnuczką. I te momenty wypadają naprawdę nieźle, humor potrafi działać, a parę razy można się wzruszyć. Jednak całość otoczona jest masą pobocznych wątków. Pojawia się tajemnicza rudowłosa tarocistka (Bogusława Schubert), Czeszka prowadząca TIRa i lubiąca babki, kompletnie nieudolni pomagierzy niczym z kina lat 90., bardzo przerysowany antagonista, co mieszka w zamku (Wiktor Zborowski), mierząca się z przeszłością matka Jagody (Agnieszka Grochowska), drobne wspominki dziadka. To się za nic nie chce połączyć w jakąkolwiek spójną całość. Jakby było mało, tempo jest zadziwiająco powolne, stawka wydaje się pozorna, zaś finał nie satysfakcjonuje.

Czy w ogóle „Dziadku, wiejemy!” ma jakieś zalety? Tak. Niezłe dialogi, ładne zdjęcia (może poza snami ukazanymi z „rybiego oka”), świetna muzyka Andrzeja Smolika oraz proste, lecz pełne uroku animacje. Jan Peszek w roli dziadka jest świetny, także drugi plan wypada porządnie. Za to w dół ciągnie film debiutująca Nowak. Ja wiem, że nie ma ona żadnego doświadczenia aktorskiego i jest relatywnie młoda, niemniej wypada bardzo sztywno. Nie czuć między nią a Peszkiem żadnej chemii, co jest niewybaczalnym błędem.

Szanuję Chajdas za wyjście poza swoją strefę komfortu, niemniej „Dziadku, wiejemy!” to przykład zmarnowanego potencjału. Nie wiem, co się stało na etapie przenoszenia scenariusza na taśmę, ale coś zostało zgubione i wyszło niedogotowane, pozbawione błysku dzieło. Nie koniecznie należy przed tym wiać, lecz zostawać nie trzeba.
5/10
Radosław Ostrowski








































