Evanescence – Lost Whispers

Evanescence_-_Lost_Whispers

Pamiętacie takie utwory jak “Bring Me to Life” czy “My Immortal”? to najbardziej rozpoznawalne utwory próbującej w gotyckim rocku grupy Evanescence z bardzo charakterystycznym, emocjonalnym wokalem Amy Lee. Po wydaniu trzeciej płyty w 2012 grupa zrobiła sobie przerwę, by po trzech latach powrócić do nagrywania. Ale “Lost Whispers” z 2016 nie jest studyjną płytą, lecz kompilacją.

Ale nie jest to zestaw największych hitów grupy, tylko utwory znane głównie ze strony B singli z poprzednich płyt. Na początek zaś dostajemy świeżynkę, czyli krótkie “Intro” promujące trasę z 2009 roku (okraszone elektroniką) oraz nową wersję “Even In Death” zagrane na fortepian z wiolonczelą, przez co brzmi troszkę patetycznie. I te smyczkowe oblicze, ze sporadyczną ilością gitar, będzie nam jeszcze towarzyszyć jak w niemal kołysankowym “Missing” czy fortepianowe ballady z podniosłym “Breathe No More”. Ale I fani mocniejszych brzmień znajdą cos dla siebie jak siebie jak ostre “Farther Away” czy ciachające riffami “If You Don’t Mind”. I tak mamy tu przeplatankę dźwięków podniosłych (fortepian, smyczki) z mocnymi riffami gitar oraz (nad)ekspresyjnym głosem Amy Lee, które może doprowadzić nawet do bólu uszu.

I muszę przyznać, ze to bardziej rockowe wcielenie przemawia najbardziej oraz gdy dochodzi do złączenia obydwu styli jak w niemal operowo-orientalnym “A New Way to Bleed” czy rozpędzony “Say You Will”, dający kopa. A na koniec dostajemy wyciszający “Secret Door” z porywającymi smyczkami.

Ta dwoistość Evanescence powoduje, że trudno ocenić to wydawnictwo. Z jednej strony bywa zbyt patetycznie, wręcz nie do słuchania. Ale kiedy do gry wchodzi gitara elektryczna jest więcej niż strawnie. “Lost Whispers” ma dwa oblicza, które rozkładają się na te dwie połówki, więc jak ktoś chce posłuchać jednego z tych oblicz powinien przewijać resztę.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Amy Lee & Dave Eggar – Aftermath

Aftermath

Wokalistka grupy Evanascence to jeden z bardziej wyrazistych rockowych głosów ostatniej dekady. Jednak tym razem wzięła udział w dość nietypowym przedsięwzięciu. Została poproszona o napisanie muzyki do filmu „War Story”. Film to historia wojennego fotoreportera, który wraca do domu po wydarzeniach z Libii. Lee wsparł kompozytor Dave Eggar.

Początek jest dość pulsujący i rytmiczny „Push the Button” oparty na mocnej elektronice oraz wokalowi Lee. Dalej mamy bardziej konwencjonalne dźwięki, skręcające w Orient wiolonczelę (elegijny „While Out” oraz refleksyjny „Remember to Breathe”), cymbały („Dark Water” z tajemniczą wokalizą Maliki Zarra). Czasami dochodzi do mieszania egzotyki z elektronika jak w „Dark Water”, gdzie jeszcze swoje robi gitara elektryczna. Jednak emocjonalność i intensywność smyczków jest naprawdę silna („Between Worlds”), czasem zagra delikatnie fortepian („Drifter” oraz skręcający w stronę dynamiki „Can’t Stop What’s Coming” z wokalizami Amy). Elektronika chyba ma podkreślać wojenne koszmary (filmu niestety nie widziałem) bohatera, a piosenki śpiewane przez Lee brzmią bardzo interesująco (najlepsza zdecydowanie „Lockdown”), a wyciszający finał („After” z odgłosami jadących samochodów) działa porażająco.

Nie wiem jak działa poza ekranem, ale „Aftermath” sprawia wrażenie solidnego dzieła pełnego bardzo ponurego klimatu. Jeśli nie boicie się mieszanki elektroniki z wiolonczelą i odrobiną rocka, nie powinniście czuć się rozczarowani. A pół godziny to czas optymalny.

7,5/10

Radosław Ostrowski