Andrea Bocelli – Cinema

Cinema_%28Andrea_Bocelli_album%29

Moja miłość do muzyki filmowej jest tak silna, że zacząłem współpracę z portalem MuzykaFilmowa.pl, gdzie opisuje swoje wrażenia po przesłuchanych albumach pisanych przez różnych kompozytorów. Ale pojawiają się takie składanki, które wykorzystują poszczególne tematy lub piosenki napisane specjalnie do filmów. Tak jest właśnie z najnowszym dziełem popularnego śpiewaka operowego, Andrei Bocelliego.

Za „Cinema” odpowiadają sprawni producenci – David Foster, Humberto Gatica (prawa ręka Fostera) i włoski weteran muzyki Tony Renis. Wybór jest z jednej strony oczywisty, pełen klasyki w swoim gatunku, ale też idąc ku bardziej współczesnym dziełom. Nie brakuje tu pieśni z „West Side Story”, „Doktora Żywago” czy nieśmiertelnego „Śniadania u Tiffany’ego”, ale jest też „Gladiator”, „Evita” czy „Życie jest piękne”. Jest to pełnoorkiestrowe granie, gdzie dominują oczywiście smyczki, ale nie są jedynym instrumentem. Pojawia się czasem delikatny fortepian („Le chanson de Lara” czy „E piu ti penso” z „Dawno temu w Ameryce”), łagodne flety („Moon River”), gitara akustyczna („Brucia la terra” – „Ojciec chrzestny”), akordeon (znane m.in. z „Zapachu kobiety” tango „Por Una Cabeza”) czy dęciaki (zwiewne „Be My Love”). Nastrój jest w dużej mierze bardzo romantyczny, wręcz liryczny, a wybrane utwory to w sporej części „bezpieczne”, sprawdzone numery, których nie da się schrzanić.

Widać i słychać, ze „Cinema” zrobili fachowcy znający się na swoim rzemiośle. Zaskoczeniami są tutaj aż trzy duety: pierwszy z Adrianą Grange („E piu ti penso”), drugi z Nicole Scherzinger („No llores por mi Argentina”), a trzeci z Veronicą Berti (swingujące „Cheek To Cheek”). I każdy z nich brzmi dobrze, chociaż w przypadku obydwu pierwszych wymienionych pań, nie było to sprawą oczywistą. Sam Bocelli radzi sobie dobrze, jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to zasługa aranżacji, a nie tylko jego głosu.

„Cinema” jest solidnym rzemiosłem, a zaletą jest wybór kilku nie oczywistości („Ol’ Man River” z filmu „Showboat” czy „L’amore e una cosa meravigliosa”), które ubarwiają całość. Dla fanów jest też wersja deluxe z trzema dodatkowymi utworami, które są porządne i tyle.

7/10

Radosław Ostrowski

Barbra Streisand – Partners

Partners

Barbra Streisand. Uuuuu-uuu-uuu-uu. Wszyscy kojarzą ją tylko z utworu niejakiego Duck Souse (czy jakoś tak się to pisze), a tak naprawdę ta piosenkarka i aktorka jest jedną z weteranek eleganckiej muzyki rozrywkowej, która zaczęła swoją karierę już w latach 60. I teraz pojawia się z nową 44 (!!!) płytą.

„Partners” to płyta z duetami, gdzie wykonuje swoje przeboje, a także standardy. A że to eleganckie brzmienie, więc pojawią się smyczki, fortepian, gitara (akustyczna zwana tez klasyczną) i dęciaki. Czyżby szykowała się nudna, archaiczna płyta? Niekoniecznie, gdyż pojawiają się jeszcze takie drobne gadżety jak harmonijka ustna („People”) czy delikatnie grająca gitara elektryczna („Come Rain or Shine Me”) oraz skręty w stronę country (przyzwoite „I’d Want It to Be You”). Dla wielu to może być zbyt monotonne, ze względu na podobieństwo jednego utworu do drugiego, ale i tak całość wypada więcej niż przyzwoicie.

Głównie to zasługa zarówno wokalu Barbry jak i zaproszonych gości, którzy świetnie się z grali z całością. A są naprawdę znani wykonawcy jak Michael Buble, Stevie Wonder, Billy Joel, Lionel Richie czy Andrea Boccelli. To i tak nie wszyscy (na koniec mamy „Love Me Tender” z samym Elvisem), a więcej i tak nie zdradzę. Jeśli się odważycie, możecie być mile zaskoczeni.

Radosław Ostrowski

Andrea Bocelli – Passione

andrea_bocellipassioneit2013

Andrea Bocelli to śpiewak operowy znany nawet tym, którzy nie chodzą do opery. Czasami zdarza mu się nagrać płytą z utworami muzyki popularnej w jego wykonaniu, które rozchodzą się w dużych nakładach. Zaś nowa „Passione” zawiera utwory śpiewane po włosku.

Wersja deluxe zawiera 18 piosenek wyprodukowanych przez Davida Fostera, który współpracował m.in. z Michaelem Buble czy Sealem. To elegancka muzyka pop, z czasów, gdy wokaliści korzystali ze wsparcia orkiestry symfonicznej. To ma swój urok, choć jest obawa, że przy dłuższym kontakcie ten album wynudzi. O dziwo słucha się tego dobrze i byłby to bardzo trafiony prezent na dzień 14 lutego. Jednak poza smyczkami, pojawia się też fortepian („Champagne”), gitara akustyczna („Roma Nun Fa’ La Stupida Stasera” czy „Tristeza”), akordeon („La vie en rose”, „Malafemmena”), pojedyncze skrzypce („Love in Portofino”) czy trąbka („When I Fall in Love”, „Il Nostro Incordo”). Właściwie czułem się jakby spędzał wakacje w Hiszpanii. I chyba o to chodziło.

Barwa głosu Bocelliego to już kwestia indywidualnej oceny, mnie jednak nie drażni i jest on w zasadzie mało operowy. Tu nie ma popisywania się czy przesadnej ekspresji (może poza „Malafemmeną”), jednak sprawdza się i brzmi dobrze. Choć płyta jest śpiewana po włosku, to znalazły się dwa utwory śpiewane w języku Anglików: „Love Me Tender” oraz „When I Fall in Love” i tu też wypada w porządku. Jak to artysta miał w zwyczaju, zaprosił paru gości, który go wsparli. Nie zawodzi Chris Botti, o dziwo dobrze wypadają śpiewające z nim Nelly Furtado („Corvocado”) oraz Jennifer Lopez („Quezas, Quezas, Quezas”).

„Passione” nie jest ani zaskakujące ani odkrywcze jako całość. Brzmi to dość „bezpiecznie”, ale nie nazwałbym go nudnym. Dobry materiał, w którym czuć rękę Fostera.

7/10

https://www.youtube.com/watch?v=xvPESp5WoM0&w=300&h=247

Radosław Ostrowski