Motorhead – Bad Magic

Bad_Magic

Lemmy Klimster, Phil Campbell i Mikky Dee – trzy filary legendarnego zespołu Motorhead, którzy znani są ze swojego bardzo charakterystycznego stylu, ostrego łojenia oraz bluesrockowej rozpierduchy. Z okazji 40-lecia działalności ekipa po dwóch latach przerwy wydała album nr 22 w swojej dyskografii razem ze swoim stałym producentem Cameronem Webbem.

Na „Bad Magic” jest po staremu – i w zasadzie mógłbym na tym skończyć. Innymi słowy – jest moc, słychać, że to robią profesjonaliści i nie czuć, że to stare pierniki. Że się nie patyczkują, to słychać w otwierającym „Victory or Die” oraz „Thunder & Lightning”, czyli jak po raz tysięczny przerobić nieśmiertelne „Ace of Spades”, by zabrzmiało świeżo i oryginalnie. Gitara brzmi zadziornie i z pazurem, sekcja rytmiczna łoi, a rozszarpany głos Lemmy’ego robi swoi idealnie łącząc się z reszta ferajny. Nie brakuje tutaj i cięższego rocka („Fire Storm Hotel”), dynamicznej popisówy perkusji (fantastyczny i lżejszy „Shock Out of Your Lights” w zwrotkach oraz krzykliwym refrenem czy początek „Evil Eye”), zadziornego i – jak na trio – epickiego numeru (mocarny „The Devil”, gdzie gościnnie swoją solówkę gra… Brian May, to niespodzianka czy brudny „Teach Them How to Bleed”) oraz porządnego bluesa (zaskakujący „Till The End”).

Całość jest – jak to u nich – na równym poziomie, pełnym potencjalnych przebojów oraz zawierającym 100% Motorhead w Motorhead. Jednak są tutaj aż dwie niespodzianki – pierwszą jest mroczny „Choking on Your Screams”, gdzie na początku mamy zagrane od tyłu głosy oraz Lemmy’ego… melorecytującego. Drugim jest cover „Sympathy fo the Devil” zespołu Rolling Stones, który troszkę przypomina oryginał (orientalny wstęp perkusyjny), ale jest w stylu Motorhead. Ciekawy bonusik, który uatrakcyjnia ten album.

Innymi słowy, „Bad Magic” to kolejne solidne dzieło Lemmy’ego i spółki, a fani muszą to mieć i katować aż będą znali na pamięć.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Mad Max 2 – Wojownik szos

Po wydarzeniach z pierwszej części Max Rochatansky jedzie swoim pościgowym samochodem z silnikiem V8 poszukując paliwa. Spotyka na drodze kapitana samodzielnie skonstruowanego helikoptera, który opowiada mu o małej osadzie, gdzie zbierana jest ropa. Problem w tym, że osada jest atakowana przez niebezpieczny gang kierowany przez uważającego się za boga Humungusa.

mad_max2_1

George Miller dostał troszkę większy budżet i zrealizował kontynuację przebijającą oryginał. Na początku dostajemy prolog, w którym poznajemy rzeczywistość postapokaliptycznych realiów, gdzie ówczesny porządek świata został obalony na skutek wyniszczającej wojny. Najcenniejsza staje się ropa i paliwo – kto je posiada, ten ma władzę i pełną kontrolę. Nadal opowieść jest opowiedziana w sposób prosty i surowy, z fatalistycznym klimatem. Troszkę to przypomina klasyczne amerykańskie westerny, w których pojawiał się jeździec znikąd  i zaprowadzał porządek w okolicy. Tak jak poprzednia część jest to wysokooktanowe kino akcji, pełne dynamicznie zrealizowanych i sfilmowanych scen pościgów (finałowa ucieczka z cysterną kierowana przez Maxa), gdzie nie brakuje eksplozji, krwi, strzałów oraz morderczego tempa, a kamera pojawia się wszędzie, gdzie tylko się da. Dzięki tym prostym zabiegom, „Mad Max 2” otrzymuje bardziej epicki rozmach, a design ówczesnych pojazdów oraz kostiumy stały się punktem inspiracji dla następnych twórców kina SF spod znaku postapokalipsy i nie tylko (seria gier „Fallout”).

mad_max2_2

Mimo braku efektów specjalnych i gigantycznego budżetu, film zachował klimat poprzednika i nie zestarzał się tak mocno jak oni. Postacie w filmie można podzielić na trzy grupy. Pierwsza to mieszkańcy osady kierowani przez rozsądnego i charyzmatycznego Pappagallo. Druga to brutalny gang kierowany przez zamaskowanego Humungusa. Trzecia grupa to samotni outsiderzy tacy jak Max i kapitan, którzy wędrują po okolicy, by przetrwać. Reżyser wyciska z tematu i dostępnych środków wszystko, co się dało. I potwierdza ono charyzmę Mela Gibsona – zgorzkniałego, cynicznego egoisty, który nie chce brać odpowiedzialności za los innych.  Poza nim wybija się tylko Bruce Spencer, grający w podobnym tonie postać sprytnego Kapitana.

mad_max2_3

Rzadko zdarza się kontynuacja, która byłaby w stanie przebić część pierwszą, ale George’owi Millerowi się to udaje. Jest lepsze, spójniejsza i to jej odbitym blaskiem poprzednia część otrzymała status kultowego dzieła. Jednak trzecia część nie spotkała się z tak dużym entuzjazmem, ale to już jest inna opowieść.

mad_max2_4

8/10

Radosław Ostrowski

Mad Max

Gdzieś w niedalekiej przyszłości Australia przypomina Dziki Zachód, gdzie rządzi prawo silniejszego, a droga jest miejscem chaosu i bestialskiej przemocy. Policja dba o to, by pilnować jako taki porządek. Jednym z tych gliniarzy jest Max Rochatansky, który jest najlepszym w swoim fachu. Podczas pościgu ginie członek gangu motocyklowego, Nocny Jeździec. Reszta gangu pod wodzą Kosy planuje zemstę.

mad_max1_1

Przed 1979 rokiem nikt nie wiedział kto to jest George Miller i Mel Gibson. Wszystko zmieniło się dzięki temu tytułowi. Debiutujący jako reżyser Miller postanowił pobawić się w kino SF, chociaż trudno dostrzec elementy futurystyczne, ale w dialogach powoli odkrywamy świat – w tym miejscu nie można handlować paliwem, części samochodowe są trudno dostępne, a na drodze rządzi anarchia i przemoc. Nawet posterunek policji bardziej przypomina opuszczoną fortecę, a różnica między bandziorami (najwięksi wariaci i psychopaci) a stróżami prawa jest mocno zatarta. W dodatku jest to rzeczywistość zdominowana przez mężczyzn. Panie tutaj albo są ofiarami przemocy, albo delikatnymi i wrażliwymi paniami chronionymi przez samców.

mad_max1_3

Najważniejsze tutaj są dwie rzeczy: klimat i dynamicznie zrealizowane sceny akcji. Widać, że budżet jest skromniutki, ale to nie przeszkadza – pustkowia Australii wyglądają surowo i pięknie, zaś szybki montaż i ujęcia z kierownicy, a także kraksy będące popisami kaskaderów (otwierający film brawurowy pościg). Z dzisiejszej perspektywy wydawać się mogą śmieszne, ale to nie przeszkadza. Nawet kliszowe i schematyczne poprowadzenie fabuły z obowiązkowym motywem zemsty (zabicie rodziny Maxa) oraz skontrastowanym z brutalnymi scenami akcji obrazkami z życia rodzinnego naszego bohatera (lekko kiczowate zdjęcia sielanki).

mad_max1_2

Ale to tutaj surowy i oszczędny styl aktorski Mela Gibsona błyszczy mocnym blaskiem. Max w jego wykonaniu jeszcze nie jest takim szaleńcem, ale wzbudza strach swoich wrogów. Brutalny, surowy i bezkompromisowy, ale też bardzo zmęczony swoją pracą działającą na niego w sposób destrukcyjny. Dlatego ciągle składa podania o rezygnację, które nie są jednak przyjmowane. Finał budzi w nim prawdziwego demona, który dopiero w następnych częściach się obudzi, ale to temat na znacznie dłuższą opowieść.

mad_max1_4

7/10

Radosław Ostrowski