Wojna o jutro

Kolejna produkcja zrobiona za dużą kasę, która nie trafiła do kinowej dystrybucji. Szkoda, bo na kinowym ekranie zrobiłaby o wiele większe wrażenie niż przed telewizorem czy laptopem. Nowy film Chrisa McKaya, czyli twórcy „LEGO: Batman” nie jest animacją, tylko blockbusterem za ponad 200 baniek sklejającym znane pomysły w nową jakość. Przynajmniej taki jest plan.

wojna o jutro1

Akcja toczy się w Boże Narodzenie roku 2022, kiedy trwają Mistrzostwa Świata w piłkę nożną w Katarze. A naszym bohaterem jest Dan Forester – kiedyś wojskowy, obecnie nauczyciel biologii, chcący rozwijać swoją karierę naukową. Ale szanse na to drugie są niezbyt wielkie. I podczas meczu dochodzi do dziwnej sytuacji: na boisku pojawiają się… żołnierze z przyszłości. A konkretnie sprzed 30 lat od tej chwili, gdzie prowadzona jest wojna z kosmicznymi bestiami zwanymi kolcami. Walka wydaje się przegrana, więc o pomoc zostają poproszeni obecni wojskowi oraz cywile, by pomogli. Wśród nich trafia też Dan, którego zadanie zostaje przez dłuższy czas tajemnicą. A na miejscu okazuje się, że oddziałem R (naukowcy), gdzie zostaje oddelegowany nasz bohater, dowodzi jego… dorosła córka.

wojna o jutro2

„Wojna o jutro” jest miksem kina akcji i SF o temacie w zasadzie tak znanym, że bardziej się już nie dało. Bo ile było opowieści o walce z kosmitami? Do tego wpleciony motyw podróży w czasie (zaskakująco świeżo), paskudne monstra w CGI niewiadomego pochodzenia oraz kilka potencjalnie ciekawych wątków, które są w zasadzie ledwo liźnięte. Czuć tutaj spory budżet, a wiele scen jest w bardzo dużych przestrzeniach. Kiedy trzeba reżyser w scenach akcji bardzo spokojnie buduje napięcie, idąc nawet wręcz ku horrorowi (dotarcie oraz ucieczka z laboratorium). Niemniej jednak do tych momentów trzeba dotrzeć, bo McKay nie atakuje nimi od początku, tylko po kilkudziesięciu minutach.

wojna o jutro3

Na pewno chodziło o budowania świata, gdzie ludzie jednoczą się wspólnie przeciwko wspólnemu wrogowi. Czasu jednak jest niewiele, bo przejście na dwie linie czasowe jest tylko jedno. I to jeszcze podnosi stawkę. Poza walką z kosmitami, reżyser w chwilach oddechu skupia się na paru interesujących wątków. Od próby zbudowania relacji Dana ze swoją dorosłą córką, znającą jego przyszłość (i ten wątek działa najmocniej) przez bardzo trudną i szorstką relację Dana ze swoim ojcem – przed podróżą w czasie – powolny skręt świata ku zagładzie aż do proekologicznego przesłania. Nie wszystkie wątki zostają w pełni wykorzystane, jednak dodają pewnego kolorytu do całości. Tak samo mamy bardzo dobrą realizację (zdjęcia miejscami przypominały mi kolorystyką „Na skraju jutra”) oraz elektroniczno-militarną muzykę.

wojna o jutro4

Aktorsko jest tutaj naprawdę nieźle, ale psychologicznej głębi raczej tu nie szukajcie. Niemniej jest parę ciekawych rzeczy do docenienia. Czy Chris Pratt pasuje do roli everymana, zmuszonego do dokonywania heroicznych czynów kosztem prywatnego życia? Daje sobie radę, chociaż z tym kaloryferem troszkę nie wygląda na szarego człowieka. Jednak kiedy zaczyna wchodzić w tryb dowódcy, trudno się do niego przyczepić. Dla mnie najbardziej błyszczy Yvonne Strahovski wcielająca się w pułkownik Forester, czyli dorosłą córkę Dana. Ma najlepsze cechy swojego ojca, choć naznaczona jest pewną tajemnicą. Sceny wspólnych rozmów były najmocniejsze emocjonalne i zależało mi na tej dwójce. Szoł jednak kradnie obecny głównie w trzecim akcie J.K. Simmons, czyli ojciec Dana, naznaczony wojennymi demonami twardziel. Nie widziałem jeszcze tego aktora tak przykokszonego.

Film McKaya to sklejka „Na skraju jutra”, „Interstellar” i „Żołnierzy kosmosu”, z której powstaje smaczne oraz bardzo przyzwoite widowisko. Ma rozmach, kilka ciekawych pomysłów i porządnych efektów specjalnych, a kiedy trzeba poruszy. Bardzo smaczny hamburger.

6,5/10

Radosław Ostrowski

LEGO Batman: Film

Nikomu nie trzeba tłumaczyć kim jest Batman, czyli koleś w pelerynie nietoperza, walczący ze złem w zgniłym Gotham City. Było już tyle wariacji i oblicz, że nie było sensu tworzenia nowej twarzy herosa. Jak się okazuje, bohaterowie (zwłaszcza superherosi) są niczym naczynie – można wlać w nie dowolną ilość interpretacji i znaczeń. Dlatego twórcy „Lego Przygody” wcisnęli naszego Gacka w ten świat na drugi plan. Ogromny sukces spowodował, że solowe wejście Batmana było tylko formalnością. I tak pojawił się „LEGO Batman”.

lego_batman1

I ta wizja bohatera w oparach parodii oraz absurdu miała doprowadzić mnie do ekstazy, gigantycznego testu dla przepony, czyli spełnieniem snów fana popkultury. Nasz Bruce Wayne w tym wydaniu to egoistyczny narcyz, skupiony na spuszczaniu łomotu bandziorom oraz zawsze działający w pojedynkę. Przekonujemy się o tym na samym początku, gdy Batek nawija w rytm muzyki, czarnego ekranu oraz pojawiającej się czołówki (rzucając sarkastycznymi komentarzami) i kolejny raz niszcząc genialny plan Jokera. Problem w tym, że nowa komisarz policji – Barbara Gordon ma inną koncepcję działania prawa niż Gacek. A Joker znowu bruździ i zamierza zmieść Gotham z powierzchni ziemi za pomocą… a nie, nie, nie. Nie zdradzę wam więcej, bo dzieje się tu sporo.

lego_batman2

Akcja zasuwa niczym wyścigówka, gdzie nie brakuje strzelania (nawet bohaterowie wydają odgłosy pocisków), wybuchów, rozpadających się budynków, armii łotrów ze wszystkich opowieści o Batmanie (i nie tylko) oraz żartów. Ekipa celuje w stylistykę Christophera Nolana, czyli mrocznie, ciężko i śmiertelnie poważnie. Ale nawet patos jest tutaj wykorzystywany jako pole do kolejnych żartów (kolekcja filmów Batka – bezcenne). Jest jednak jeszcze druga warstwa, czyli przełamywanie strachu spowodowanego próbą stworzenia bliższej relacji z kimkolwiek. Wayne trzyma wszystkich na dystans, nie podporządkowuje się nikomu i uważa, że zawsze ma rację, co też daje pole do ciętych ripost (błaznowęże!!! czy docinanie Supermanowi i innym herosom) na zgrywę. Ostateczne wnioski są może błahe i oczywiste (nie można żyć samemu na tym świecie), to jednak ogląda się to świetnie i ciągle byłem zaskoczony gagami.

lego_batman3

No i sama animacja oparta na klockach Lego, pasuje do tej cyrkowo-jajcarskiej konwencji, gdzie Wayne uwielbia hard (i nie tylko) rockowe kawałki, puszcza muzę podczas spuszczania łomotu, ale najbardziej wygrana jest relacja z adoptowanym synem, Robinem oraz – bardziej toksyczna, ale konieczna – z Jokerem, chociaż naszemu herosowi (jak do wszystkiego) sporo zajmie czasu, by do tego dojrzeć. A polski dubbing wypada naprawdę przyzwoicie, co jest gigantyczną zasługą Krzysztofa Banaszyka jako Batmana (ten niski głos idealnie pasuje do postaci) i trudno się przyczepić do tłumaczenia.

lego_batman4

Co ja będę więcej opowiadał? Batek od LEGO jest fajerwerkiem, pokazującym mniej poważne oblicze największego komiksowego detektywa oraz najpoważniejszego superherosa, jakiego kiedykolwiek stworzono. Niby poważny, ale nie bardzo, widowiskowy i z błyskiem szaleństwa (może troszkę sentymentalny, jednak to jest rozładowane humorem). Wielokrotnie skręcało mnie ze śmiechu, co ostatnio nie zdarzyło się zbyt często.

8/10

Radosław Ostrowski