Diabelska przełęcz

Ta sprawa wydarzyła się naprawdę w West Memphis w roku 1993. W tym miasteczku zostało popełnione morderstwo, którego ofiarami zostali trzej młodzi chłopcy. Po śledztwie policji udaje się odnaleźć trzej podejrzanych i winnych: Damiena Echolsa, Jasona Baldwina i Jessie Misskelleya jr., za co grozi im kara śmierci. Wtedy obrońcom postanawia pomóc prywatny detektyw Ron Lax, który odkrywa błędy i niedopatrzenia sprawy.

devils_knot1

O tej zbrodni oraz o jej rzekomych sprawcach opowiadały głównie filmy dokumentalne, ale tym razem postanowiono opowiedzieć o tym w fabule, a dokładnie Atom Egoyan. Punktem wyjścia i jej perspektywą jest prywatne śledztwo Laxa, a drugim wątkiem –  trochę przy okazji – są losy matki jednej z ofiar, Pam Dobbs. I obydwa te wątki dominują, że nawet samo to, czy są winni czy nie, ma znaczenie drugorzędne, skupiając się przede wszystkim na pierwszym procesie. A przy okazji – dzięki retrospekcjom w postaci scen przesłuchań świadków – odkrywamy masę błędów popełnionych w sprawie (niewiarygodni świadkowie, zastraszanie, gubienie dowodów) oraz psychozę spowodowaną satanizmem jako tłem całego mordu. I pytanie – czy uda się ustalić prawdę? A zresztą: kogo ona naprawdę obchodzi, skoro mamy winnych? Egoyan mocno oskarża wymiar sprawiedliwości, a epilog tej sprawy jest dość nie do końca szczęśliwym zakończeniem. Choć znałem sprawę głównie dzięki dokumentom, to udało się wciągnąć do samego końca, a to naprawdę dużo.

devils_knot2

Swoje robi także przekonujący Colin Firth i jako detektyw sprawdza się naprawdę dobrze, choć o jego życiu osobistym nie wiemy zbyt wiele. Dla mnie jednak zaskoczeniem była Reese Witherspoon jako matka jednej z ofiar, nie do końca pogodzona ze stratą, z czasem mająca poważne wątpliwości co do prowadzenia tej sprawy. I oboje wnoszą ten film na wyższy poziom, a reszta obsady (łącznie z grającymi podejrzanych, są zepchnięte na boczny tor).

Egoyan, choć niczym nie zaskakuje w tej opowieści, stworzył naprawdę solidny kryminał z dramatem sądowym. I jest to naprawdę dobre kino z wysokiej półki.

7/10

Radosław Ostrowski

Droga do zapomnienia

Poznajcie Erica Lomaxa – faceta, który kocha kolej i jest jej wielkim pasjonatą. Wreszcie w jego życiu pojawia się kobieta poznana w pociągu, z którą bierze ślub. Wydawałoby się, że będą żyli długo i szczęśliwie. Błąd, gdyż mężczyzna zaczyna się coraz bardziej zamykać, dostaje ataków lekowych, traci kontakt z rzeczywistością. Żona próbuje się dowiedzieć o klubie weterana, który zrzesza byłych żołnierzy brytyjskich z czasów Ii wojny. Kobieta dowiaduje się, że jej mąż był jeńcem w japońskim obozie podczas wojny, gdzie przeżył piekło. Czy jest szansa wyrwania się przeszłości? Pewnym cieniem wydaje się wieść, że były oprawca przeżył.

Gdy ktoś nadal próbuje opowiedzieć coś o II wojnie światowej, wydaje mi się to zadaniem bardzo karkołomnym, wręcz próbą szybkiego zarobienia pieniędzy, nawet jeśli historia wydarzyła się naprawdę. Film Jonathana Teplitzky’ego przedstawia taką prawdziwą historię człowieka naznaczonego wojną. Dobrym pomysłem jest przeplatanka rzeczywistości ze scenami z czasów wojny, gdzie śledzimy losy Lomaxa – zbudowanie radia, schwytanie, tortury, bicie, próba złamania go. Te fragmenty są naprawdę mocne, mimo że takich ujęć widzieliśmy w ostatnim czasie mnóstwo. I zawsze pojawia się pytanie: jak można żyć dalej po czymś takim? Będąc zniszczonym psychicznie? Jak się okazuje, to działa w dwie strony. Zemsta tutaj ma wymiar symboliczny, choć nie jesteśmy tego pewni na początku. W momencie „kontaktu” po latach, byłem przekonany, że skończy się to dość gwałtownie i brutalnie (po cichu na to nawet liczyłem).

Problem z tym tytułem jest jeden: przewidywalny i trochę mało angażujący emocjonalnie, choć zarówno warstwa techniczna jest naprawdę solidna, a aktorzy dają z siebie naprawdę wiele (zwłaszcza Colin Firth oraz jego młodsze wcielenie, Jeremy Irving, a także niezawodzący Stellan Skarsgard). Mimo to wyszedł z tego całkiem przyzwoity tytuł, który może nie powala jako całość, ale parę scen zostaje w pamięci.

zapomnienie5

6,5/10

Radosław Ostrowski

Drugie życie króla

Poznajcie Wallace’a – pracował dla korporacji, żona od niego odeszła, a syn ma go gdzieś. Obecne życie go dołuje i decyduje się wprowadzić zmiany. Na początek zmienić imię i nazwisko na Arthur Newman, potem pozoruje swoja śmierć i wyrusza do kurortu golfowego, by tam dostać pracę. I wtedy na jego drodze przypadkowo pojawia się pewna młoda kobieta ze złymi nawykami, która też ukrywa pewną tajemnicę. A jak wiadomo po drodze może się wiele wydarzyć.

arthur_newman

Kolejne obyczajowe kino opowiadające o niespełnionych i niepogodzonych z losem ludźmi. Znamy to choćby z „American Beauty”. Jednak debiutujący na polu reżyserskim Dante Ariola nie jest tak ostry jak Sam Mendes i traktuje swoich bohaterów z sympatią i nie bez elementów humorystycznych (sceny „włamań” do domów), ale pokazuje ludzi szukających na nowo swojego miejsca na ziemi. Może w nie do końca uczciwy sposób (fałszywa tożsamość), tylko czy to jest właściwa droga? Oboje bohaterowie w drodze zaczynają powoli zdejmować swoje maski i otwierają się ze swoimi lekami i porażkami, a także marzeniami. Drugim – równoległym –  wątkiem jest zbieranie informacji i swoim ojcu przez syna Wallace’a, który nie jest w stanie mu wybaczyć zaniedbania i ignorowania go wtedy, kiedy był mu potrzebny. Ten smutek dobija się przez film, który daje trochę do myślenia (trzeba pogodzić się z tym, co masz i w końcu powoli dochodzić do zmian). Ale czy wystarczy determinacji na to? Tu nie ma odpowiedzi, ale możemy sobie wszystko dopowiedzieć.

Realizacja jest naprawdę solidna (dobre zdjęcia, delikatna muzyka oraz niespieszne tempo), ale aktorzy dodają wiele od siebie i potrafią uwieść. Choć Colin Firth wypada więcej niż dobrze w roli Wallace’a/Arthura – niespełnionego golfisty (wszystko pokazane w sposób oszczędny i stonowany), to jednak cały film ukradła Emily Blunt, która jest po prostu zjawiskowa. Jej Charlotte to bardzo czarująca, choć mocno niestabilna emocjonalne, przerażona i mająca problem z jednym nałogiem – kradzieżami. Chemia między nimi jest łatwa do wychwycenia i uwierzenia.

Można powiedzieć krótko – udany debiut, a ocenę podnosi naprawdę dobre aktorstwo. I czekam na więcej filmów od tego reżysera.

7/10

Radosław Ostrowski

Gambit, czyli jak ograć króla

Harry Deane jest pracownikiem konesera sztuki Lionela Shahbandara, który jest strasznie dziany i traktuje innych z wyższością, m.in. Harry’ego, który planuje oskubanie swojego pracodawcy za pomocą fałszywego obrazu. Ale potrzebuje jeszcze do pomocy kobiety – wybór pada na kowbojkę PJ Puznowski.

gambit1

Bracia Coen nie mają ręki do remaków. Tym razem napisali scenariusz do nowej wersji filmu z 1966 roku, gdzie główne role grali Michael Caine i Shirley MacLaine. Reżyserii podjął się Michael Hoffman, jednak nawet to nie jest w stanie wytłumaczyć dlaczego ten film jest tak nieudany. Braciszkowie mają swój bardzo wyrazisty styl i specyficzne poczucie humoru, które tutaj zostało mocno stępione (jak zabawne może być przechodzenie przez okno – dwa razy – w hotelu, kończąc w tym samym pokoju). Intryga jest przede wszystkim nudna, humor jak wspomniałem bardzo niskich lotów, a realizacja po prostu przeciętna. Szkoda, bo mogło to być bardzo stylowe i eleganckie kino, zamiast pierdów, golizny niepotrzebnej i czerstwości.

gambit2

Sytuację próbuje ratować obsada i wychodzi im to całkiem przyzwoicie. Colin Firth stawia na swoją flegmę i ciapowatość, Cameron Diaz trochę drażni swoim teksańskim akcentem, a Alan Rickman jest bucem, chamem i prostakiem. Asystuje im jeszcze Stanley Tucci (znawca sztuki Zaidenweber) i Tom Courtney (major Wingate – fałszerz), którzy też dali radę.

Ale nawet najlepsza obsada i solidna realizacja nie jest w stanie przykryć marności scenariusza. Dla mnie jest to spore rozczarowanie.

4/10

Radosław Ostrowski